Przejdź do głównej zawartości

Emigate 2.0 – Imperium kontratakuje. Rozdział II – Sędziowie Część druga PAŃSTWO W PAŃSTWIE

 

Emigate 2.0 – Imperium kontratakuje.

Rozdział II – Sędziowie

Część druga

PAŃSTWO  W  PAŃSTWIE


No i minął rok od ujawnienia, jak zabawiali się sędziowie "dobrej" zmiany.

W części „Grzechy” opublikowanej pół roku po wybuchu afery Piebiaka opisałam, jak sobie poczynała grupa trolli Piebiaka. Czas najwyższy przybliżyć dalsze losy bohaterów tego spektaklu o zdradzie ideałów stanu sędziowskiego. Spektaklu o demoralizacji „dobrej” zmiany. Wreszcie spektaklu o patologii systemu, który zbudował i buduje Ziobro.

Kiedy rok temu, 19 sierpnia 2019, wybuchła afera mogło się wydawać, że kara dosięgnie sprawców. Nie. Nie jeśli należy się do nadzwyczajnej kasty Ziobry. Przecież, jak to mówił Emilii sam herszt Piebiak, „za dobro nie wsadzamy”. Poza drobnymi roszadami, choć dla aferzystów zapewne niemiłymi, nic spektakularnego się nie wydarzyło, a po jesiennych wyborach do parlamentu, wygranych przez PiS z przystawkami, rozpoczęło się zamiatanie sprawy pod dywan, wybielanie trollowiska na całego. „Biedulki” ( jak w przypadku Piebiaka) albo sam Ziobro wspomagał, albo zaopiekowali się nimi dworzanie Ziobry – koledzy szwarccharakterów. Nierzadko sami wymieniani jako uczestnicy faremki trolli, ot choćby Radzik.

W zasadzie poza Piebiakiem, który wtedy ustąpił z funkcji wiceministra Ziobry, cofnięciem Iwańcowi przez Ziobrę delegacji do ministerstwa, a Szmydtowi do KRS, gdzie był dyrektorem wydziału prawnego (tu zadziałał prezes NSA) oraz pozbawieniem Cichockiego stanowiska komisarza wyborczego i odwołaniem z delegacji w SA w Katowicach nic więcej się nie wydarzyło. Jeszcze Dudzicz na jakiś czas zawiesił się w roli rzecznika KRS.

Po cichutku, już 10 dni po pierwszej publikacji ws. afery,  Ziobro zwinął także powołany przez siebie zespół o długiej, ale wymownej nazwie „zespół do spraw czynności Ministra Sprawiedliwości podejmowanych w postępowaniach dyscyplinarnych sędziów i asesorów sądowych”. Twór ten powołano rok wcześniej, 10 września 2018, jego szefem został Piebiak, a skład to same nazwiska, które wypłynęły na fali afery Piebiaka: Cichocki, Radzik, Lasota i Dudzicz.

Natomiast już kilka dni po wybuchu skandalu zaczęli „bohaterowie” odgrażać się i krzyczeć, że będą:


POZWY

Pamiętając te pohukiwania jakaż była moja radość, gdy na wiosnę, dokładnie 31 marca tego roku, oczy me zobaczyły tekst jednego z opisywanych przez media w kontekście tejże afery, zamieszczony na Twitterze. Autorem wpisu jest nie kto inny, jak Maciej Nawacki, który przez ten rok dał się poznać z wielu ekscesów.

„Swoich studentów uczę, że każdego o wszystko pozwać można”

 

No to zaczęli pozywać.

Na tym polu chyba najbardziej aktywnym z całej plejady uczestników afery jest Wytrykowski. Ten od pomysłu wysyłania pocztówki do prezes Gersdorf z milusim apelem „wypier..laj”.

Niektóre z jego prób zastraszania mediów są przekomiczne. Tak było z pierwszym jego atakiem na Annę Mierzyńską z OKO.press, która 20 sierpnia opublikowała tekst „Afera Piebiaka, macki Ziobry. Ujawniamy kto jeszcze uczestniczył w akcji hejtowania sędziów”.  Artykuł dotyczył związków na Twitterze kont sędziowskich z obrzydłym ściekiem, czyli profilem @KastaWatch. W tej sprawie na uwagę zasługuje, że żądania Wytrykowskiego wsparł prezes Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego pozwalając na zamieszczenie na stronie tej szacownej instytucji podskoków Wytrykowskiego domagającego się usunięcia tekstu i publikacji przeprosin. Wydarzenie jest humorystyczne z tego powodu, gdyż bardzo łatwo dało się pokazać kolejne dowody na to, że związki istniały, a Wytrykowski do najsubtelniejszych w wyrażaniu opinii o kolegach sędziach nie należał. Zrobili to już dzień po żądaniach, 23 sierpnia, we wspólnym tekście Anna Mierzyńska i Piotr Pacewicz – „Sędzia SN Wytrykowski żąda zdjęcia artykułu OKO.press, bo „nie hejtował”. Odmawiamy. Mamy nowe dowody.” Kilka faktów z tekstu:

1. „Manipulator, oszust i jak się okazuje intrygant sędzia Zabłocki! (…)Targowica w togach!!!” – ten wpis ścieku @KastaWatch Wytrykowski polubił i podał dalej.

2. Polubił też wpis ścieku, gdzie pada „Pazerny jak MAZUR” . Dariusz Mazur to sędzia z Krakowa, członek Themis, jest jednym z niewielu specjalistów w dziedzinie współpracy międzynarodowej, głównie w sprawach karnych, został usunięty z funkcji koordynatora tej współpracy przez ziobrystkę Pawełczyk Woicką. Ściek w zeszłym roku opublikował wykaz zagranicznych wyjazdów sędziego z lat 2016 -2018 i opatrzył tekstem mającym go dyskredytować. Nieważne, że wyjazdy odbywały się za zgodą prezesa sądu, podczas urlopu, a były opłacane przez zagraniczne instytucje, które organizowały szkolenia. Ściek ten wykaz pozyskał nielegalnie, a do tego insynuował, że sędzia „wojażuje” za pieniądze rządu.

Wytrykowskiemu spodobał się również swego czasu niewymownie wpis Wojtusia Biedronia (wPolityce), o którym spora część jest przekonana, że wchodzi w skład „zespołu” KastaWatch. W tweecie Biedroń nawiązywał do wpisu Emilii i naigrywał się: „Przedszkole samorządowe prezentuje grupy: „Grzybki” i „Skrzaty”! A nieeee!!! To sędziowie polscy”.

Zresztą o czym mówimy. To świeżutki popis Wytrykowskiego do sędziego Lewoca.


Najpierw Wytrykowski insynuuje, że lokal należy do sędziego Lewoca, potem na sprostowanie sędziego (na tym screenie tego nie widać), że to lokal jego ciotki, Konrad W. potwierdza, iż o tym wie, ale dalej próbuje deprecjonować sędziego, jakoby żerował na własnym dziecku. Zachwyca kontekst tego personalnego ataku – tweet sędziego Lewoca „Tęcza nie obraża”. Najlepiej sprawę podsumowuje sam sędzia Lewoc:


Czy takie wyciąganie spraw rodzinnych nie przypomina czytającym działalności ścieku @KastaWatch i wydarzeń afery Piebiaka? Ot choćby sprawa paszkwilu rozsyłanego przez Emilię na sędziego Markiewicza? Identyczny modus operandi.

Wytrykowski jesienią ubiegłego roku (informował o tym w TVP Info) skierował prywatne akty oskarżenia przeciwko Annie Mierzyńskiej i Piotrowi Pacewiczowi. Według niego zarzuty o udział w grupie „Kasta” (pewnie chodzi mu o tę z WhatsAppa, gdzie m.in. miało paść o „sympatycznej” pocztówce dla prezes Gersdorf) to pomówienie, albowiem (a jakże) screeny są fałszywkami. Prócz tego o powielanie pomówień oskarżył Romana Giertycha.

Po wyborach wygranych przez PiS Wytrykowski zaczął szaleć na całego.

Jak z wypiekami na mordeczkach donosił 24 października 2019 zespół portalu wPolityce tekstem „Szczerba się doigrał? Znany sędzia chce dyscyplinarki posła.” Wytrykowski z impetem ruszył i na posła Michała Szczerbę. Atak spowodowały słowa wypowiedziane osiem dni wcześniej na posiedzeniu Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka o Wytrykowskim:  „był z tego co wiemy z doniesień medialnych częścią grupy herszta, czyli grupy sędziów, którzy prowadzili działania nienawistne wobec swoich kolegów z tej grupy zawodowej”.

Jego pełnomocnik groził też pozwem samej Małgorzacie Gersdorf za to, że 16 października ubiegłego roku podczas referatu wygłoszonego w Oslo śmiała wspomnieć o doniesieniach medialnych ws. afery Piebiaka. Co ciekawe. Małgorzata Gersdorf nie wymieniła Wytrykowskiego z nazwiska ani razu.

Warto wspomnieć w tym miejscu, że pełnomocnikiem Wytrykowskiego jest Bartosz Lewandowski. Tak. To ten młodzieniec z Ordo Iuris. To by wiele tłumaczyło, gdyż Ordo Iuris uwielbia pozywać o wszystko. Niejednokrotnie robią tym z siebie wyjątkowych głupków, jak w sprawie napadniętego przez ukraińskiego kolegę ucznia, który, co się później okazało, sam był agresorem i prowokatorem, sprawiającym problemy wychowawcze.

W lutym tego roku Pressserwis poinformował o złożeniu przez Wytrykowskiego pozwu przeciwko Ringier Axel Springer Polska o ochronę dóbr osobistych za publikację Magdaleny Gałczyńskiej, czyli za ostatnią część tryptyku o trollowisku sędziów ziobrystów. Domaga się 100 tys. zł, przeprosin (na Onecie, w Wiadomościach TVP i Faktach TVN oraz w Rzeczpospolitej). Postman Konrad twierdzi, że Onet „opierał się na nieprawdziwych i niezweryfikowanych informacjach”.

Ponadto 1 kwietnia 2020 wPolityce doniosło, że i Agorę (wydawca Gazety Wyborczej) ów sędzia z izby dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, której status prawny jest wysoce wątpliwy, pozwał. Tym razem za nie tylko zarzucanie mu udziału w grupie Kasta, ale również za wiązanie jego awansów z politycznymi koneksjami. (tekst o wdzięcznym tytule: „NASZ NEWS. Znany sędzia pozwał Agorę za serię tekstów o „aferze Małej Emi”. Na procesie może zeznawać Gersdorf”). 

Śliczności, biorąc pod uwagę, że Wytrykowski za ziobrowej zmiany w półtora roku awansował z sędziego sądu rejonowego (najniższy szczebel) na sędziego SN. Po drodze zaliczył fax-prezesurę we wrocławskim Sądzie Apelacyjnym, gdzie wymieniono go za sędzię Grażynę Szyburską Walczak, której kadencja miała trwać aż do 2021 roku.

Jeśli chodzi o pozew przeciwko Onetowi oraz RAS to wiąże się z tym kolejna wesoła historyjka. W jego ramach Wytrykowski rękoma swego niestrudzonego pełnomocnika z Ordo Iuris zażądał tzw. zabezpieczenia  „w postaci nakazania RAS Polska umieszczenia informacji o toczącym się postępowaniu nad spornymi artykułami”.

7 kwietnia br. media, w tym niezawodne wPolityce, doniosły, że warszawski sąd okręgowy 30 marca 2020 tego zabezpieczenia udzielił. Nie mija miesiąc, gdy ściek @KastaWatch na Twitterze umieszcza tweet o treści: „NASZ NEWS! @onetpl usuwa artykuł o Farmie Trolli 3 → po orzeczeniu  sądu w sprawie sędziego #SN @KKWytrykowski !!”

Naturalnie nic z tych rzeczy. Artykuł ma się dobrze, jest cały czas widoczny, o czym możne się każdy przekonać w moment. Tak właśnie kłamstwem ściek robi papkę z mózgu swoim wyznawcom. To doprawdy zdumiewające, żeby posługiwać się aż tak siermiężną nieprawdą, której weryfikacja nie nastręcza najmniejszego problemu użytkownikom Internetu. Widocznie kloaka ma swoich odbiorców za wyjątkowo tępych.

Opisując procesowe zapędy Wytrykowskiego jeszcze taka refleksja. Kiedy 1 kwietnia br. wPolityce zamieściło wiadomość o pozwaniu Agory, opatrzyło tekst tytułem: „NASZ NEWS. Znany sędzia pozwał Agorę za serię tekstów o „aferze Małej Emi”. Na procesie może zeznawać Gersdorf

Wytrykowski od początku afery utrzymuje, że już w kwietniu ubiegłego roku dotarły do niego informacje o zainteresowaniu mediów (konkretnie Gazety Wyborczej) jego udziałem w farmie trolli i ekscesem pocztówkowym, co skłoniło go do natychmiastowego spotkania z ówczesną I Prezes SN – Małgorzatą Gersdorf. Wytrykowski miał w jej obecności zaprzeczyć prawdziwości spraw, którymi interesują się media, a sama Gersdorf miała skwitować, żeby się nie przejmował. Mnie nie zdumiewa absolutnie, że nim afera wybuchła w pełni, już znacznie wcześniej interesowali się nią dziennikarze. Z reguły afery są rozpracowywane długo. Zastanawia mnie krok Wytrykowskiego. Można go interpretować, jako tzw. ucieczkę do przodu…

 

„Najlepszy mąż świata” – Tomasz Szmydt także wystąpił przeciwko Magdalenie Gałczyńskiej. 18 września 2019 TVP Info podało, że do Sądu Rejonowego Warszawa-Mokotów wpłynął akt oskarżenia, gdyż „miała pomówić o takie postępowanie, które mogło poniżyć go w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu sędziego” .

Szmydta, jak i Wytrykowskiego reprezentuje ten sam adwokat, czyli Bartosz Lewandowski ze stajni Ordo Iuris. Tu znów nie powinno dziwić, kiedy padają z jego ust słowa: „w głównej mierze to oni byli ofiarami hejtu, gróźb” ? Klasyczna próba odwrócenia ról, bo to, że wszyscy umoczeni w tę aferę oczywiście „absolutnie kwestionują prawdziwość” doniesień na swój temat, jako hejterów to już standardowy, oklepany i wręcz nudny zwrot.

Szmydt prócz czynności procesowych poszedł o wiele dalej w kontrataku. 22 listopada 2019, zatem już po wygranych przez PiS, a tym samym przez Ziobrę, czy Kamińskiego wyborach do sejmu, jak zwykle wPolityce (najlepiej poinformowane media, gdy sprawa dotyczy ruchów sędziów ziobrystów – bohaterów afery Piebiaka) krzyczało w nagłówku:  „UJAWNIAMY. Nowa odsłona afery „Małej Emi”!”. Znany sędzia  informuje służby specjalne o możliwych przeciekach autorstwa dziennikarki „GW””. Tym sędzią jest naturalnie „najlepszy mąż świata”, a służbami CBA. Szmydt doniósł o swoich kontaktach z Ewą Ivanovą, gdyż „podejrzewa że reporterka otrzymywała od sędziów informacje z toczących się postępowań”. Według portalu Karnowskich podejrzenie opiera na tym:

 „W rozmowach prowadzonych przez WhatsApp, dziennikarka miała mu napisać, że jej informatorzy, którzy mogą być sędziami „dobrowolnie” przekazują jej informacje”.

Złośliwie zauważę, że setki stron materiałów, jakie udostępniła mediom Emilia, mają być fałszywkami, ale już rozmówki Szmydta z Ivanovą na WhatsApp nimi oczywiście nie są.

Ponadto „Szmydt pisze o możliwych korzyściach (niekoniecznie majątkowych), których sędziowie, związani ze skrajnie upolitycznionymi stowarzyszeniami sędziowskimi „Themis” oraz „Iustitia”, mogli otrzymywać  w zamian z przekazywane informacje” (oryginalna niegramatyczna pisownia „zespołu wPolityce”).

Sugerowanie podłoża korupcyjnego to jest dopiero piękne pomówienie kolegów sędziów. Co na to rzecznik dyscyplinarny?

A teraz clou: „Zdaniem Tomasza Szmydta, pytania, z którymi Ivanova zwróciła się do niego wskazują, że mogła ona działać wspólnie z sędziami oraz innymi osobami, stojącymi za wybuchem rzekomej „afery hejterskiej””.

Ten donos idealnie pokrywa się z narracją, jaką od początku afery prowadził ściek @KastaWatch. Pomysł narodził się w ścieku, a potem tenże zaczął realizować Szmydt? Czy to Szmydt był konstruktorem i swój koncept przekazał ściekowi? W tym drugim wypadku byłoby to przynajmniej poważną poszlaką na współpracę sędziego Szmydta z wyjątkowo kloacznym kontem @KastaWatch. Co na to rzecznik dyscyplinarny?

Jest jeszcze jedno pytanie, które mi się nasuwa. Czy taki ruch miałby być podkładką dla CBA, by dobrać się do na przykład zawartości komórki redaktor Ivanovej?

Wraz z coraz mocniejszym zaorywaniem sądów i umacnianiem się Ziobry i kroki sędziów ziobrystów z afery Piebiaka stają się jaskrawo śmielsze. Szmydt zrealizował z powodzeniem pomysł, o jakim już na jesieni trąbili Bartosz Lewandowski z Ordo Iuris oraz drugi adwokat, pełnomocnik między innymi Cichockiego i Iwańca, Piotr Urbanek. Chodzi o wnioski, by wyłączać z prowadzenia procesów sędziów członków Iustitii oraz Themis. Znów, najlepiej poinformowany o ruchach ziobrystów, portal Karnowskich 30 czerwca tego roku napisał, że Szmydt domaga się wyłączenia sędzi Katarzyny Zaczek Czech z jego sprawy przeciwko Magdalenie Gałczyńskiej z powodu jej przynależności do Iustitii. Dziesięć dni później (10 lipca) z entuzjazmem ogłosili : „Ważny zwrot i porażka „kasty” w aferze Małej Emi” . Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa przychylił się do wniosku Szmydta.

 

20 lutego 2020, w dniu, gdy media poinformowały o pozwie Wytrykowskiego przeciwko RSA ściek @KastaWatch oznajmił:  „Ruszają kolejne pozwy za #FarmaTroli @onetpl Wg naszych informatorów to początek ofensywy przeciwko kłamstwom i pomówieniom sędziów!! Hejterka @MalaEmiE i jej współsprawcy z grupy Ewy I. nie mogą się czuć bezkarni!!”

I faktycznie. Z wywiadu dla Gazety Prawnej z hersztem Piebiakiem, który ukazał się 26 czerwca br. można się dowiedzieć, że „Z wydawcą Onetu mam dwa, mam też dwa prywatne akty oskarżenia – przeciwko autorce tego tekstu i szefowi portalu” (słowa samego Piebiaka). Tylko ostatni, o czym informowały media, został wytoczony na pewno wcześniej, bo w listopadzie zeszłego roku.

 

Ośmielił się nawet słodki Kubuś vel Jakub Iwaniec. 11 czerwca br. zaćwierkał:


Jak widać dopiero po niemal roku, gdy Ziobro coraz mocniejszy, słodki Kubuś odważył się nawet nie na pozwy tylko na pierwsze przedsądowe wezwania (próba wymuszenia swoich „racji” bez procesu). Sporo czasu zajęło „naruszonemu w dobrach osobistych”  Kubusiowi zdecydowanie się, by bronić „dobrego imienia”.

 

Do boju ruszył także Nawacki, wielbiciel odgłosu dartego papieru. 16 czerwca tego roku Biedroń od Karnowskich z radością opisywał: „Portal wPolityce.pl ustalił, że sędziowie Konrad Wytrykowski i Maciej Nawacki skierowali do sądu prywatny akt oskarżenia przeciwko Ewie Siedleckiej, dziennikarce tygodnika „Polityka”, która wiązała obu sędziów z tzw. aferą „Małej Emi”. Nawacki i Wytrykowski przekonują, że został znieważony przez Siedlecką w internecie”. Jak ja lubię to lekkie pióro Wojciecha B., tę wykwintną gramatykę i ortografię…

W tym tekście interesujące jest jedno, cytuję: „Nawacki chce też, by Siedlecka odpowiedziała za kłamstwo, którego miała się dopuścić twierdzeniami, że to sędzia Marek Nawacki miał stać za rzekomą akcją, która miała polegać na wysyłaniu ówczesnej I Prezes SN prof. Małgorzacie Gersdorf kartek pocztowych z obraźliwymi i wulgarnymi stwierdzeniami”,

Zabawne, że we fragmencie o pomyłce Ewy Siedleckiej sam Biedroń błędnie podaje imię Nawackiego. Macieja zamienił na Marka. Ewa Siedlecka faktycznie pomyliła Nawackiego z Wytrykowskim, bo to ten ostatni według treści screenów i słów Emilii był pomysłodawcą akcji pocztówkowej „Wypier..laj”.

Interesujące jest to z tego względu, gdyż za podobny błąd Piebiak ściga szefa Onetu, Węglarczyka, który, jak Ewa Siedlecka w kontekście akcji pocztówkowej pomylił Wytrykowskiego, ale z Piebiakiem. Stało się to podczas wywiadu przeprowadzanego z Jackiem Ozdobą. Młody wilczek od Ziobry był wtedy pytany także o aferę hejterską. To właśnie sprawa jaką Piebiak wniósł już w listopadzie ubiegłego roku. Dziwnym trafem najpierw rozpaczliwie uczepił się praktycznie pierdoły w porównaniu do ciężkich oskarżeń, jakie padały pod jego adresem w sprawie organizacji regularnego niszczenia sędziów, którym nie po drodze z dążeniem Ziobry do przejęcia kontroli nad sądami i sędziami.

 

Przy okazji aktu oskarżenia przeciwko Magdalenie Gałczyńskiej, wniesionego przez Szmydta, jego pełnomocnik z Ordo Iuris, Lewandowski, mówił w rozmowie z TVP Info: „Będą przygotowywane pozwy przeciwko Onetowi, „Gazecie Wyborczej”, również prywatne oskarżenia przeciwko pani Emilii i dziennikarzom”. Ten sam Lewandowski nieco wcześniej odgrażał się „w najbliższym czasie złożę do Prokuratury Krajowej zawiadomienie o popełnieniu m.in. przez Emilię S. szeregu przestępstw przeciwko wymiarowi sprawiedliwości” (za Interia.pl, 3 września 2019).

Tymczasem o niczym takim nie słychać. Owszem, są pozywani dziennikarze, ale nie sama Emilia. Mało tego. We wspominanym czerwcowym wywiadzie dla Gazety Prawnej na pytanie: „Będzie pan pozywał panią Emilię albo oskarżał w prywatnym trybie?”, Piebiak odpowiada:

„Zastanawiałem się nad tym, ale chyba nie ma sensu. Jak przyjdzie co do czego, okaże się, że nie można jej znaleźć albo jest chora, albo nie ma majątku. Ja się zrujnuję na procesach i nikt mi tych kosztów nie zwróci, nawet gdy je wygram. Gra nie jest warta świeczki”.

Mnie to zdumiało niewyobrażalnie. Piebiak, biegający po mediach i opowiadający, jak to był pomawiany w „wykreowanej sztucznie aferze”, którego zdrowie legło na wiele miesięcy w gruzach (urlop zdrowotny, którego nikt praktycznie nie dostaje), rezygnuje z dopadnięcia głównej sprawczyni jego strasznych udręk pod pretekstem zrujnowania się na procesach. Prawnik. Zastanawiam się, czy po prostu w grę nie wchodzi strach, co jeszcze może wypłynąć, a że takie obawy mieć może świadczą wydarzenia z początku czerwca, gdy wypłynęły nowe fakty o Piebiaku.

Tak samo postękiwania Lewandowskiego, jak to biedni nie wiedzą, gdzie Emilia przebywa i nie mogą doręczyć pozwów są dziś mało przekonywujące. Emilia nie wyjechała w siną dal zaraz po wybuchy afery, zatem co robili kilka miesięcy? Odgrażali się już pozwami w sierpniu, ale większość zaczęła stawać się faktem dopiero, gdy prawica ponownie wygrała wybory. To jest również zdumiewające. Zwlekali, bo nie wiedzieli, czy są winni? Przecież to absurd. Ich pełnomocnicy nie potrafili szybko przygotować dokumentów?

Zapewne czytający zastanawiają się dlaczego, jeśli bohaterowie afery Piebiaka są winni opisywanych czynów, w ogóle występują do sądu. Przede wszystkim ma to wymiar wizerunkowy. Można przy tym opowiadać, co się żywnie podoba.

Obydwa wywiady z Piebiakiem z 26 czerwca br. dla Rzeczpospolitej i dla Gazety Prawnej, aż ociekają oszczędnym gospodarowaniem prawdą.

Gdy dla Rzeczpospolitej mówi, że będzie walczył o swoje dobre imię i to robi, pada pytanie: "Z jakim skutkiem?"

”Bardzo dobrym. Wytoczyłem powództwo i skierowałem prywatny akt oskarżenia przeciwko dziennikarce Onetu, która opublikowała teksty o rzekomej aferze. Mam już pierwsze sukcesy – zabezpieczenie roszczenia. Podobnie zresztą jak inni sędziowie, uczestnicy wykreowanej afery.”

A nieco później można przeczytać takie słowa Piebiaka:

 „Dowody okazują się fałszywkami, oskarżani sędziowie pozywają ją i media za oszczerstwa, sądy uznają ich racje, a redaktor naczelny Onetu Bartosz Węglarczyk, portalu najbardziej aktywnego w nagłaśnianiu tych oszczerstw, nagle udaje, że to nie od prowadził wywiad, w którym skłamał na mój temat, tylko to był jego hologram.”

Tak, Piebiak, jak podały media na początku stycznia tego roku, uzyskał zabezpieczenie ws. pomyłki Węglarczyka, jego meritum jest zakaz rozpowszechniania, że to Piebiak był pomysłodawcą akcji pocztówkowej. Inne sukcesy to zabezpieczenie dla Wytrykowskiego, o którym pisałam. Umieszczenie w tekstach o nim komunikatu, że toczą się w tej sprawie procesy. Pewną wygraną może się również cieszyć Szmydt, którego NSA przywrócił do orzekania.

Jednak z tak zbudowanej wypowiedzi: „dowody okazują się fałszywkami, oskarżani sędziowie pozywają ją i media za oszczerstwa, sądy uznają ich racje” ktoś nie śledzący uważnie wydarzeń mógłby wywieść całkowicie błędne wrażenie, iż zapadło już jakieś orzeczenie, w którym sąd uznał dowody za fałszywki oraz potwierdził dopuszczenie się oszczerstwa przez media albo Emilię.

Nic takiego nie miało miejsca, a jeśli Piebiak uważa inaczej to niech przywoła konkretne orzeczenie. Sądy nie wypowiadały się do tej pory o winie, bądź niewinności aktorów afery hejterskiej ni razu. Na przykład w sprawie przywrócenia Szmydta do orzekania Sąd Dyscyplinarny przy NSA jednoznacznie się wypowiedział, że nie orzekał o owej winie lub niewinności Szmydta. Dlaczego zatem ten sąd pozwolił Szmydtowi powrócić do reprezentowania Rzeczpospolitej Polskiej na sali rozpraw?

Po wybuchu afery Piebiaka od orzekania odsunął Szmydta, zarządzeniem z 28 sierpnia 2019 r., prezes jego macierzystego sądu - WSA w Warszawie. W czym leżał problem najlepiej widać z komunikatu SD z 26 września 2019 r.

„Sąd w ustnych motywach wyjaśnił, że nie rozstrzygał w tym postępowaniu, czy sędzia popełnił przewinienie dyscyplinarne. Nie mógł także orzekać w przedmiocie zawieszenia sędziego, albowiem Rzecznik Dyscyplinarny nie wszczął postępowania dyscyplinarnego wobec sędziego.”

Ot. I tajemnica rozwiązana. Sprawa miała podłoże formalne. Z ustalenia zabezpieczeń dla Wytrykowskiego i Piebiaka także w żaden sposób nie wynika, że „dowody okazują się fałszywkami”.

Medialne opowieści Piebiaka mają tylko za zadanie urabiać opinię publiczną na jego korzyść. Nic poza tym. Zresztą ta ofensywa medialna zaczęła się już znacznie wcześniej.


CELEBRYCI  W  TOGACH.

W miesiącach po wybuchu afery można było zaobserwować interesujące zachowania. Oczywiście większość głównych bohaterów udała się niemal momentalnie na urlopy. Należeli do nich: Piebiak, Iwaniec, Szmydt, czy Wytrykowski. Niektórzy, aż do późnej jesieni. Prócz tego ograniczyli znacząco swoją twitterową aktywność, oprócz Nawackiego, ten niedługo wytrzymał bez popisów. Z tego, co pamiętam niecałe dwa tygodnie we wrześniu milczał. Za to taki Dudzicz na przykład zniknął na długo. Miał przerwę od początków września do 5 grudnia zeszłego roku. Wrócił w dniu wydania wyroku przez Sąd Najwyższy, opartym na orzeczeniu TSUE w sprawie Izby Dyscyplinarnej SN. Nie wytrzymał, albo uznano, że już można. Przypomnę w tym miejscu. Pod koniec sierpnia 2019 w KRS obaj składali wyjaśnienia odnośnie swego udziału w aferze hejterskiej.

 

Jednak najzabawniejszym było obserwować paraliż ścieku @Kastawatch. Przypomnę. W poprzednich tekstach o Emigate2.0 niejednokrotnie podnosiłam, że afera Piebiaka ma cały czas swój ciąg. Należy do niego to obleśne konto, które przejęło rolę Emilii, a które tak samo, jak ona wcześniej ma dostęp do dokumentów wyciekających z być może sądów, choć ich zróżnicowanie może też świadczyć, iż równie dobrze źródło leży w ministerstwie sprawiedliwości. O wyciekach z postępowań dyscyplinarnych Radzika nie wspominawszy obszernie.

I nagle na profilu, gdzie produkowali z reguły po około 15 tweetów i retweetów dziennie spadło im dobrze o połowę. Mrożenie konta zaczęło być już dostrzegalne w październiku, ale w listopadzie 10 wpisów wraz z retweetami było ewenementem. Sześć, pięć dziennie bywało, zdarzało się także multum dni, kiedy raptem wydusili po dwa lub trzy tweety i retweety. Hydra zaczęła odżywać od 1 grudnia ubiegłego roku. Co ciekawe. Podobny marazm, choć znacznie krótszy dało się zaobserwować tego roku w okolicach 4 czerwca, a więc daty nowej publikacji Magdaleny Gałczyńskiej o Piebiaku, w wyniku której… a nie, o tym później.

Albo ktoś, kto kontem zawiaduje był na urlopie, albo dostali rozkaz, by przycichnąć i nie rzucać się w oczy. Co mogło być przyczyną nakazu ograniczenia wybryków? Przyszło mi do głowy, iż był to czas, w którym trwały powyborcze targi między koalicjantami Zjednoczonej Prawicy, czyli i Ziobrą z jego Solidarną Polską.

 

Od grudnia nie tylko na powrót uaktywnił się Dudzicz i ściek @KastaWatch. Pod koniec miesiąca, dokładnie bodajże w święta, na Twitterze zarejestrował konto Cichocki, który zaczął między innymi kampanię wymuszania na ludziach usuwania ich wpisów z zamieszczonym zdjęciem strony tytułowej FAKTU. Tak. To ta okładka, na której ukazano sędziego w niemal całej okazałości.

W lutym dołączył do społeczności Twittera Jakub Iwaniec. Tym razem oficjalnie pod swoim nazwiskiem.

 

Od stycznia tego roku zaczęła się ponadto wzmożona celebra medialna sędziów afery hejterskiej. Co prawda najczęściej celebryci w togach pojawiali się w kieszonkowej telewizji u W. Biedronia, ale jak to prawią w języku Göthego– „immer hin”. Iwaniec i Szmydt gościli tam 14 stycznia, sam Iwaniec pojawił się także 18 lutego, a tydzień później znów brylował tandem Szmydt – Iwaniec. Bywalcem stał się również pełnomocnik Cichockiego i Iwańca – Piotr Urbanek.

Najbardziej jednak mój zachwyt wzbudziła ofensywa medialna Piebiaka.

Męczennik za Ziobrę po tym, jak „dla sprawy ratowania” podał się do dymisji, poszedł na urlop. Urlop trwał do około końca listopada 2019. Albowiem klimat nie był sprzyjający, by wrócił do orzekania w swym wydziale ds. gospodarczych warszawskiego sądu, do akcji przystąpił jego wysokość Ziobro. Udzielił Piebiakowi półrocznego urlopu zdrowotnego. Sprawa ta ma dodatkowy wymiar. Urlopami zdrowotnymi dla sędziów i prokuratorów zawiaduje właśnie pan Zbyszek i jeśli chodzi o ich przydzielanie ma wyjątkowo jadowitego węża w kieszeni pod tytułem „urlopy zdrowotne”. Jak ktoś ocenił, nawet terminalne stadium raka jest dla Ziobry niezbyt mocną przesłanką. A tu nagle jego były minister, który nie wyglądał i nie wygląda na wyjątkowo podupadłego na zdrowiu mógł się uradować przywilejem, jakiego Ziobro odmówił wielu osobom naprawdę ciężko chorym.

I tu wracam do ofensywy medialnej.

Zaczęła się ona intensyfikować na około miesiąc przed zakończeniem urlopu, a co za tym idzie, przewidywanym powrotem na salę rozpraw.

5 maja TVP Info krzyczy: „Łukasz Piebiak przerywa milczenie. Nowe fakty ws. hologramu i Małej Emi”, dołącza się niezawodne wPolityce: „Piebiak wraca do orzekania. Sędzia przerywa milczenie”, na falach eteru nadaje PolskieRadio24:  „Teraz chcę dochodzić sprawiedliwości, ale procesy grzęzną”. Na drugi dzień Piebiak występuje u zawsze usłużnego Biedronia w jego śmiesznej telewizyjce. W programie pojawia się naturalnie również blond chłopiec z Ordo Iuris, czyli pełnomocnik Piebiaka, Bartosz Lewandowski.

Czy coś może się nie udać w triumfalnym powrocie „męczennika za sprawę” do sędziowskich obowiązków ? A jednak…

4 czerwca na Onecie pojawia się tekst Magdaleny Gałczyńskiej „Nowe fakty ws. Łukasza Piebiaka. Ujawnił poufne dane sędziego”, w którym dziennikarka opisuje, jak z ministerialnego maila Piebiaka – lukasz.piebiak@ms.gov.pl - niejawne informacje i dokumenty trafiły najpierw na adres mailowy l.piebiak@gmail.com, a potem z niego zostały przesłane na konto Emilii – emilia.m.k@wp.pl.

Najwidoczniej walka z meta danymi jest skazana na porażkę, gdyż już nazajutrz, 5 czerwca Anno Domini 2020, media obiegła wieść, że Piebiak jednak do orzekania nie wróci.

Wdzięczny minister Ziobro utyka Piebiaka w Instytucie Wymiaru Sprawiedliwości, placówce naukowej, gdzie Piebiak będzie robić przynajmniej przez rok za „uczonego”.

I w tym miejscu najwyższy czas przejść do opowieści, jak potężna machina, którą zbudował Zbigniew Ziobro roztacza parasol ochronny nad szwarccharakterami opisanymi w cyklu Magdaleny Gałczyńskiej o farmie trolli z ministerstwa hm… sprawiedliwości oraz przez Gazetę Wyborczą, OKO.press i inne media.


                                                  PAŃSTWO  W  PAŃSTWIE

18 sierpnia, dzień przed rocznicą wybuchu afery hejterskiej w ministerstwie kierowanym przez Ziobrę, ów podzielił się na Twitterze ze światem swoimi „złotymi” myślami.


Wyżej opisałam przypadek Piebiaka. Widać z niego, że  Ziobro, gdy chodzi o jego kamratów o tej równości wobec prawa nie tylko zapomina zupełnie, ale swoich beniaminków wspiera. Owszem. Kiedy afera wybuchła oddalił Iwańca, a Piebiak sam się usunął, jednak później nastąpił cały ciąg zdarzeń przedziwnych, a inicjowanych przez różne czynniki aparatu, jaki zbudował ów minister.

Z tego aparatu istotną jest naturalnie przede wszystkim:

 

PROKURATURA

 

W tekście Ewy Ivanovej, który ukazał się w Wyborczej jedenaście dni po wybuchu afery, można zapoznać się ze zdaniem prokuratora Krzysztofa Parchimowicza. W jego przekonaniu: „śledczy powinni wkroczyć do resortu już po pierwszej publikacji Onetu: - Niezwłocznie powinno zostać wszczęte śledztwo. Podstawą do tego mogą być przepisy dotyczące bezprawnego ujawniania danych, zniesławienia, stalkingu czy przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego”. Jak wynika z tekstu prokuratura najprawdopodobniej nie przystąpiła do czynności od razu, miało się to stać dopiero w środę lub czwartek, a więc dwa lub trzy dni po pierwszej odsłonie pióra Magdaleny Gałczyńskiej. Taka zwłoka daje czas sprawcom na usunięcie kompromatów. Czy do tego doszło?

Sprawę podjęła warszawska prokuratura okręgowa, a dokładnie prokurator Łukasz Pastuszka. Nikomu nie postawiono zarzutów, postępowanie toczyło się w sprawie. Warto wspomnieć, że za czasów Pawła Blachowskiego, szefującemu tej prokuraturze i Pastuszkowi, umorzono sprawę głosowania w Sali Kolumnowej, przeciągano, a potem również umorzono postępowanie dotyczącego spółki Srebrna i afery ujawnionej przez Austriaka Birgfellnera. Sam Blachowski, gdy wcześniej szefował prokuraturze Warszawa – Praga odebrał sprawę prokuratorowi, który wszczął śledztwo z powodu nieopublikowania przez Szydło wyroku Trybunału Konstytucyjnego.

Ani prokuratura okręgowa, ani regionalna nie odpowiadały na pytania dziennikarzy Wyborczej, czy dokonano zabezpieczenia urządzeń elektronicznych Piebiaka i Iwańca. Onet podał 27 sierpnia 2019, że prokuratura zabezpieczyła sprzęt, ten ministerialny. Co z prywatnymi? Nic nie wiadomo, aby którykolwiek z bohaterów afery Piebiaka oddał swój sprzęt do dyspozycji prokuratury, a przecież, jako osoby niewinne i których imię tak zostało oczernione współpraca z prokuraturą powinna leżeć i w ich interesie.

Natomiast zdaje się, że przeszukanie zrobiono Emilii, choć sprzęt do niej należący, którego używała w czasie, gdy miały miejsce opisywane przez media wydarzenia, leży od przynajmniej kwietnia 2019 w katowickiej prokuraturze. Zarekwirowano urządzenia na podstawie zawiadomienia Cichockiego (sprawa zamieszczenia przez nią  jego intymnego zdjęcia na Twitterze – wpis ze zdjęciem nie widniał długo, gdyż go usunęła).

Wcześniej opisywałam obszernie pozwy i oskarżenia prywatne, jakie sędziowie ziobryści kierują do sądów. To też zastanawiające dlaczego żaden z nich nie zgłosił sprawy prokuraturze, tylko wytaczają procesy w trybie prywatnoskargowym, narażając się na koszta. Czy dlatego, by uniknąć konieczności udostępnienia swoich urządzeń?

Na wniosek warszawskiej prokuratury sprawę przeniesiono do Lublina. Jednym z prowadzących jest prokurator Piotr Komotajtis – zastępca naczelnika tej prokuratury. Jak 18 lutego br. podała na TOK FM Anna Gmiterek Zabłocka zaczęły się przesłuchania pokrzywdzonych sędziów, został na przykład przesłuchany Krystian Markiewicz, prezes Iustitii. Śledztwo dotyczy nielegalnego przetwarzania danych osobowych oraz przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych.

A co ze szwarccharakterami afery? Do 26 czerwca tego roku Piebiaka jeszcze na pewno nie przesłuchano. Sam o tym powiedział w wywiadzie dla Rzeczpospolitej:

„- Sprawa trafiła też do prokuratury (PR w Lublinie). Został Pan już przesłuchany?

- Nie. Zostałem przesłuchany przez zastępcę rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych.”

 

Piebiak dodaje:

„Z tego, co wiem, to nie ja jestem problemem prokuratury, tylko Pani Emilia. Zapadła się pod ziemię. Prokuratorzy nie byli w stanie jej dotąd przesłuchać, podobnie rzecznik dyscyplinarny”.

 

Dlaczego prokuratura nie wezwała jej na przesłuchanie wcześniej? Nikt nie znalazł czasu dla głównego świadka? Podobno jakieś przesłuchanie Emilii odbyło się, tyle, że w sprawie z jej zawiadomienia przeciwko ściekowi @KastaWatch. Prokuratura nie była zainteresowana prowadzeniem tego postępowania.

 

Poza tym to nie usprawiedliwia zupełnie braku zainteresowania prokuratury choćby Piebiakiem. Formalnie istnieje możliwość przesłuchania każdego z bohaterów afery Piebiaka w charakterze świadka z pouczeniem o art. 183 kpk (możliwość uchylenia się od odpowiedzi, jeśli miało by to narazić przesłuchiwanego na postawienie zarzutów).

Jest coś jeszcze. Krążyły słuchy, że przed jedną z rozpraw, na którą miała się stawić Emilia, do gmachu sądu weszli policjanci i zaczepiali na korytarzu dosyć chaotycznie kobiety pytając, czy są Emilią? Jeśli to prawda to czemu miała służyć taka akcja? Zastraszeniu? Chciano ją zatrzymać i przewieźć na dołek? Zrobiono by jej wnikliwe przeszukanie wszystkich otworów ciała to by się jej odechciało wszystkiego? Czy można domniemywać takie intencje na podstawie pogłosek, które krążyły?

Wiadomo na pewno jedno. Postępowanie prokuratorskie przedłużono do 21 sierpnia 2020 roku. Ten termin mija za kilkadziesiąt godzin.

 

KRAJOWA  RADA  SĄDOWNICTWA

 

Z powodu pojawienia się w kontekście afery Piebiaka członków obecnej neo-KRS, konkretnie Dudzicza, Nawackiego oraz nieco później Mitery i Puchalskiego, który podług Emilii był recenzentem i korektorem obrzydliwego paszkwila na sędziego Markiewicza, i to ciało postanowiło pochylić się nad etyką swoich kolegów.

Odbyło się to w dniach 29-30 sierpnia 2019 roku. Niestety opinia publiczna nie miała możliwości dowiedzieć się, co mają do powiedzenia Dudzicz i Nawacki. Gremium powołane w całości głosami PiS z przystawkami oraz głosami posłów od Kukiza, którzy dali się wciągnąć w proceder zorganizowany z naruszeniem Konstytucji RP, przychylili się do wniosku Dudzicza, by tę część obrad utajnić. Nawacki, którego, jak dziś już doskonale wiemy, status w neo-KRS jest wysoce wątpliwy – brak wymaganej liczny podpisów na liście popierającej jego kandydaturę do neo-KRS – postanowił nie tłumaczyć się ustnie tylko złożył swoje oświadczenie pisemnie.

15 października 2019 odbyły się wybory parlamentarne, sejm wygrał PiS wraz z partyjką Ziobry i formacją Gowina. Skoro padło to nazwisko to krótka przerwa na trochę humoru.

Kloaka @KastaWatch już i Gowina zaczęła obwiniać o „kręcenie afery hejterskiej”:


Niedługo każdy, kto w jakiś sposób narazi się władcom będzie dopisywany, jako współsprawca próby zrobienia krzywdy biednemu panu Zbyszkowi i jego zausznikom w togach. Komedia.

Wracając do KRS. Po szczęśliwym ogłoszeniu, że PiS z przystawkami pozostaje u steru, neoKRS już dwa dni później, 17 października,  zdecydowała: „KRS: sędziowie nie naruszyli prawa ws afery hejterskiej” – obwieszczał nagłówek portaliku wPolityce.

Obwieszczenie rady bardzo udanie skomentował w Gazecie Prawnej Piotr Mgłosiek tekstem „Rozgrzeszenie według KRS [OPINIA]”. Kilka fragmentów z publikacji:

„Zdawkowy komunikat z 17 października jest znakomitym przykładem semantycznego pustosłowia, w którym powiedziano wiele, by nie powiedzieć nic

 i dalej

„ W komunikacie mowa jest o tym, że nie ujawniono wypowiedzi sędziów-członków KRS, które pozwalałyby na sformułowanie wobec nich zarzutów naruszenia prawa, ślubowania sędziowskiego ani zasad etyki sędziowskiej. Należy założyć więc niejako a contr ario, że uwzględniono bez żadnych zastrzeżeń, a więc na słowo, zaprzeczenia wszystkich członków-sędziów o ich udziale w internetowym hejcie, i to bez przeprowadzenia żadnych realnych czynności sprawdzających. Skoro sędziowie – członkowie rady mówią, że to nie oni, to znaczy, że to nie oni. Koniec, sprawa zamknięta”.

Piotr Mgłosiek konkluduje:

„Właściwie podejście objawiające się bezgranicznym zaufaniem do jego członków jest w tym organie już normą”.

Ja dodam od siebie, że nie jedynie w tym organie.

Tym samym pora na opisanie działań powołanego przez Ziobrę Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Sądów Powszechnych. Piotra Schaba wraz z jego dwoma zastępcami: Lasotą i Radzikiem.

 

SCHAB  I  JEGO  DWAJ  GORLIWI  ZASTĘPCY:  LASOTA  I RADZIK

 

Słowem wstępu krótkie przedstawienie sylwetek tych panów. Cała trójka została powołana na oskarżycieli sędziów bezpośrednio przez Ziobrę, któremu przyznano takie uprawnienie nowelizacją ustawy o sędziach sądów powszechnych. Wcześniej leżało to w gestii Krajowej Rady Sądownictwa.

Piotr Schab swego czasu naraził się Ziobrze odmawiając wszczęcia postępowania dyscyplinarnego w sprawie sędziego Łączewskiego (dziś już byłego sędziego, sam zrezygnował). Sędzia Łączewski jest jedną z najbardziej znienawidzonych przez PiS osób za to, że skazał między innymi Kamińskiego w głośnym procesie o przekroczenie uprawnień (nakręcenie afery gruntowej). Później jednak ten sam Schab był w składzie sądu, który uchylił wyrok z pierwszej instancji i sprawę byłego szefa CBA umorzył. Kamiński był już wtedy ułaskawiony przez Dudę – jedna z najbardziej kontrowersyjnych spraw ciągnąca się za tą prezydenturą. Ów skład sędziowski orzekł, że Duda skutecznie ułaskawił Kamińskiego i byłych funkcjonariuszy CBA. Sąd Najwyższy uznał potem inaczej.

26 maja tego roku Duda awansował Schaba na sędziego sądu apelacyjnego.

W ramach ciekawostki. Po nominacji Schaba na rzecznika znany już doskonale chłopiec z Ordo Iuris, Bartosz Lewandowski, tak komentował:

„To mój były patron w trakcie aplikacji w Krajowej Szkole Sądownictwa I Prokuratury. Człowiek ogromnej wiedzy i spokoju”.

 

Radzik to były prokurator, a Lasota jeden z sędziów, którego orzecznictwo pozostawia wiele do życzenia (np. sprawa skrewienia przez niego przesłuchania dziewczynki zgwałconej przez brata, w wyniku czego sprawca uniknął ciężkich zarzutów). Obaj zawdzięczają Ziobrze awanse. Lasota został 8 stycznia 2018 roku tzw. fax-prezesem na mocy decyzji Ziobry w Nowym Mieście Lubawskim, a Radzik w czerwcu tego samego roku prezesem sądu w Krośnie Odrzańskim. Małżonka Radzika również nie może się uskarżać na brak awansu zawodowego.

Radzik i Lasota w aferze hejterskiej pojawiają się osobiście, jako członkowie opisywanej przez media grupy „Kasta” na WhatsAppie. Już ten fakt powinien ich automatycznie eliminować z postępowań, u których podłoża leży afera Piebiaka. Nic takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie.

 

To Lasota w styczniu tego roku wezwał dwudziestu sędziów Sądu rejonowego Warszawa – Mokotów do złożenia wyjaśnień, gdyż jego zdaniem mogli znieważyć Jakuba Iwańca (słodkiego Kubusia). Znieważyć mieli go tym, że kiedy pod koniec listopada 2019 pojawiły się pogłoski o powrocie Iwańca na salę rozpraw, sędziowie ci wysłali list do wiceprezesa sądu ds. karnych. Pisali w liście, iż nie wyobrażają sobie współpracy z kimś, kogo rola w aferze Piebiaka nie została wyjaśniona. Iwaniec do pracy wrócił.

 

Sam Schab zaczął ścigać we wrześniu ubiegłego roku sędzię Annę Bator Ciesielską za to, że podobnie, jak dwudziestu sędziów z mokotowskiego sądu, nie chciała orzekać w składzie z Radzikiem.

 

Przypomnę obrazowo historię o Radziku:




 


Ciekawy treścią jest pierwszy screen: „Będzie jatka, oj będzie”.

Wczoraj media obiegła wieść, że harcownik Radzik chce ścigania 1278 (słownie: tysiąc dwustu siedemdziesięciu ośmiu) sędziów. NA RAZ. Albowiem sam nie będzie w stanie takiej liczby postępowań ogarnąć zatem zaczął poganiać rzeczników dyscyplinarnych  przy poszczególnych sądach. Powodem „przestępstwa” ma być list do OBWE, aby wybory korespondencyjne, jakie miały się odbyć w maju, OBWE objęła monitoringiem. Apel sędziów o kontrolę praworządności to w obecnym państwie polskim przewinienie.

Prawda, że się ładnie ten amok Radzika komponuje z treścią screenu?

 

Czy w takim układzie można było liczyć na jakiekolwiek czynności podjęte przez Schaba przeciwko swoim dwóm zastępcom? Chyba tylko wyjątkowo naiwni mogli o czymś takim pomyśleć. Zresztą Schab już wcześniej przy okazji innych okoliczności, zarówno w sprawie Lasoty, jak i Radzika odmówił wszczęcia postępowania dyscyplinarnego. Układ zamknięty.

Rzecznik Praw Obywatelskich, Adam Bodnar, także zwracał uwagę Schabowi na niefortunność (eufemizm) tego układu.

 

 

Kiedy wybuchła afera Schab już dzień później, 20 sierpnia, wszczyna postępowanie wyjaśniające w sprawie doniesień medialnych. Jednocześnie w swym komunikacie ogłasza, że będzie też zajmował się deliktem dyscyplinarnym wyczerpującym znamiona występku z art. 18 par. 2 w związku z art.157a par. 1. O co chodzi? Chodzi o rzekome nakłanianie do aborcji, czyli sprawa paszkwilu na sędziego Markiewicza. I nie chodziło mu wcale o to, kto obleśny paszkwil zorganizował.

Tu trzeba coś wyjaśnić. W ówczesnym stanie prawnym Schab nie miał prawa wszczynać postępowań wyjaśniających w stosunku do sędziów sądów rejonowych lub okręgowych.  Zmieniono ten stan dopiero tzw. ustawą kagańcową, czym przyznano, że to Iustitia miała rację, gdy podnosiła ów aspekt niejednokrotnie podczas szaleństw trzech harcowników Ziobry. Główni rzecznicy dyscyplinarni mogli jedynie przejmować sprawy podjęte przez rzeczników przy sądach okręgowych i apelacyjnych.

Jeśli ktoś nie rozumie, wyjaśniam. Jest to ułożone jak drabina. Sędziowie rejonowi mają swoich rzeczników dyscyplinarnych przy sądach okręgowych, a więc przy wyższej instancji. Adekwatnie sędziowie z okręgów mają rzecznika przy odpowiednim sądzie apelacyjnym. Najwyższa trójca była odpowiedzialna za sędziów z apelacji oraz za prezesów sądów.

Dziwnym trafem Schab nie wszczął postępowania w stosunku do Nawackiego, czy Dudzicza, choć ci, jako prezesi sądów podlegali jego jurysdykcji bezpośrednio.

Za to za aferę hejterską w ministerstwie sprawiedliwości zapłacili sędzia Waldemar Żurek i sędzia Olimpia Barańska Małuszek. Ściek @KastaSracz nalegał na to mocno i nie trzeba było długo czekać, by ich życzenia Schab zrealizował. W obu przypadkach podstawą miało być niewłaściwe zachowanie sędziów w mediach społecznościowych.

Rudą piękność ścigają siepacze Ziobry za jej dwa wpisy na Twitterze. Jeden odnosił się do byłego prokuratora Rocha, umoszczonego obecnie w izbie dyscyplinarnej SN - „nie ma stażu i łamał prawa człowieka”. Roch to ten, który zażądał przesłuchania rodzącej kobiety. W wyniku jego działań Polska musiała zapłacić zadośćuczynienie za tortury.

Drugi wpis odnosił się do najwyższego bóstwa, czyli Ziobry, w kontekście afery Piebiaka. Występkiem okrutnym miało być napisanie, że „wyprodukował aferę” i jest „odpowiedzialny za stworzenie systemu korupcyjnego w sądach i prokuraturze uzależniającego wymiar sprawiedliwości od woli politycznej”.

W Polsce Ziobry za ośmielenie się powiedzenia gorzkiej prawdy jest się ściganym.

Warto jeszcze o czymś wspomnieć. Na jesieni rozjuszony Radzik żądał zawieszenia sędzi Barańskiej Małuszek. W uzasadnieniu wniosku o ściganie gorzowskiej sędzi jest fragment, który mnie rozbawił do łez:

„należy przypomnieć, że jakkolwiek sędziowie nie są ograniczeni w prezentowaniu swoich poglądów w zakresie funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, to jednocześnie mogą czynić we właściwej formie, w sposób stonowany tak, aby nie narażać innych osób na poniżenie lub uszczerbek na honorze i godności”

To ja mam pytanie. Czy określanie przez Nawackiego najwyższego organu polskiego sądownictwa, czyli Sądu Najwyższego „kadłubkowym sądem” mieści się w stonowanym sposobie, nie poniża sędziów i nie powoduje uszczerbku na ich honorze i godności? A może jest stonowanym mówienie, że miejsce uchwały SN jest koszu na śmieci?


 


A czy dworowanie towarzysza Nawackiego  z sędziego Juszczyszyna jest odpowiednią formą?

„Słyszałem, że ktoś wybiera się na wycieczkę krajoznawczą, pocałować klamkę #TSUE w Luksemburgu” (3 marca 2020, Twitter).

Bezczelnych wypowiedzi Nawackiego jest na pęczki. Radziki, Schaby ślepną? Bo, że Lasota, jako kolega Nawackiego niedomaga na oba ślepia to wiemy. Już kiedyś nie dopatrzył się niczego niestosownego, gdy Nawacki pojeździł sobie po sędziach Sądu Najwyższego.

A głośna sprawa podarcia stanowiska sędziów z Olsztyna? W kwietniu br. rzecznik przy Sądzie Apelacyjnym w Białymstoku, sędzia Edward Czapka, postawił za ten skandaliczny popis Nawackiemu zarzut dyscyplinarny. Ale od czego przyjaciele w najwyższych kręgach? Radzik, gdy się dowiedział, najpierw wypożyczył sobie akta z Białegostoku, a teraz, jak ustaliło OKO.press, zdecydował, że będzie sprawę sam prowadził.

Może drobne zakładziki zacznę przyjmować, jak się zakończy to przejęcie?

Tak to właśnie się dzieje. Trójca przejmuje i wszczyna postępowania albo, gdy trzeba kogoś niewygodnego uwalić, albo gdy trzeba swoich chronić.

Nie inaczej stało się z postępowaniami Piebiaka i Iwańca wszczętymi w związku z ich udziałem w aferze hejterskiej. Schab je oczywiście przejął.

Zgodnie z właściwością rzecznik dyscyplinarny przy Sądzie Okręgowym w Warszawie podjął czynności w sprawie udziału Piebiaka i Iwańca w aferze hejterskiej. Nie prowadził ich jednak długo, bo sprawę odebrał mu Schab. Poinformowała o tym Magdalena Gałczyńska w publikacji z 26 września 2019. Na tekst Gałczyńskiej była natychmiastowa reakcja. Schab już nazajutrz wydał oświadczenie. Nie zaprzeczył, że to zrobił, tylko motywował, jakoby rzecznik z SO Warszawa nie miał prawa podejmować czynności, ponieważ to Schab pierwszy zaczął prowadzić czynności. Nie. To Schab nie miał prawa w stosunku do sędziów rejonowych wszczynać postępowania wyjaśniającego.

Schab przejął również z Sądu Apelacyjnego w Katowicach postępowanie wobec Cichockiego.

Wyżej przedstawiłam, jak neo-KRS dwa dni po wyborach ukręciła łeb sprawie odnośnie do zamieszanych w aferę Piebiaka członków tego ciała.

Schab zrobił to samo. Dziesięć dni po wyborach. 25 października 2019 roku wydał oświadczenie, opisywała to między innymi Rzeczpospolita. Według Schaba:

 „dotychczasowe czynności procesowe z udziałem przesłuchanych świadków w tym sędziego Łukasza Piebiaka nie dostarczyły faktycznych i prawnych podstaw do wszczęcia postępowań dyscyplinarnych i przedstawienia zarzutów dyscyplinarnych dotyczących przedmiotu czynności wyjaśniających”.

Kogo jeszcze, prócz Piebiaka, przesłuchał Schab?

Rozumiem, że przesłuchanie wyglądało następująco?:

Schab:  Organizowałeś nagonkę na niewygodnych ci sędziów?

Piebiak: Nie.

Schab: Ok.

W listopadzie zeszłego roku RPO, Adam Bodnar, zwrócił się do Schaba z pytaniem o podstawy jego odmowy wszczęcia postępowania dyscyplinarnego. Odpowiedź Schab wysmarował 7 stycznia 2020:

„Istotą wstępnych czynności wyjaśniających było przesłuchanie szeregu świadków. W efekcie tak przeprowadzonego badania pozostaję na stanowisku, że na obecnym etapie postępowania przedstawienie zarzutów dyscyplinarnych nie znajduje oparcia w zgromadzonym i ocenionym następnie przeze mnie materiale dowodowym.”

Emilia w lutym tego roku na Twitterze napisała, że Schab wzywa ją na przesłuchanie. Pismo nosiło datę bodajże 5 lutego. Luty. Pół roku. Rzecznik Schab się nie spieszył. Oczywiście. Nie chodzi przecież o to, by sprawę wyjaśnić.

Adam Bodnar nie za wiele mógł się dowiedzieć od Schaba. Za to @KastaWatch 18 marca br. zamieszcza taki zastanawiający tweet (podkreślenia moje):


Czy ściek @KastaWatch ma dostęp do tego, do czego dostępu odmówiono Adamowi Bodnarowi?

A może Schab jest bardziej owocny w sprawie antysemickich wpisów Dudzicza? Przypomnę.  Sprawa wyszła na jaw dzięki publikacji Wyborczej „Jarosław Dudzicz, sędzia „dobrej zmiany”, o Żydach: „Podły, parszywy naród”” z 12 września ubiegłego roku. W związku z tym cztery dni później, 16 września, rzecznik Schab wszczął wstępne postępowanie wyjaśniające o „uchybienie godności urzędu o znamionach występku z art. 257 kk”.

Adam Bodnar także wysłał zapytanie do prokuratury. Otrzymał lakoniczną odpowiedź, że „śledztwo jest kontynuowane i zrealizowano „liczne czynności procesowe ukierunkowane na wszechstronne wyjaśnienie okoliczności zdarzenia”” (ze strony RPO).

Prokuratura sprawę prowadzi od 2015 roku. To już szósty rok będzie. Schab do tej pory nie zakomunikował o jakiejkolwiek decyzji. Przeczekanie, aż się przedawni?

Kiedy kilka lat temu, jeszcze przed „dobrą zmianą”, wyszła sprawa Jacka Szeremety postępowanie dyscyplinarne zostało wszczęte, a potem było jedynie zawieszone na czas trwania procesu karnego. Teraz są najwidoczniej inne standardy, gdy idzie o swoich.

Sam Dudzicz w styczniu tego roku zapytany o jego problemy z prokuraturą  odpowiedział, że „nic mu w tej sprawie nie wiadomo”. Przy okazji zawoalowanie postraszył dziennikarkę artykułem 13 ust. 2 prawa prasowego. Mówi on o zakazie publikowania wizerunku i innych danych osobowych świadków oraz osób przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe (tekst o Macieju Miterze: „Rzecznik KRS „na celowniku kolegów za wypowiedzi nt. uchwały SN. „Doszło do scysji””).

 

Za to w przypadku Olimpii Barańskiej Małuszek tempo miał Schab ekspresowe.  Postawił jej zarzuty dyscyplinarne już 28 sierpnia 2019, a więc dziewięć dni po wybuchu afery Piebiaka, do której odnosił się jeden z wpisów pani sędzi, który tak zdenerwował rzeczników – rzeźników.

 

Ni widu, ni słychu, czy jakieś niedogodności robi Konradowi Wytrykowskiemu rzecznik dyscyplinarny przy Sądzie Najwyższym.

O Tomaszu Szmydt również cicho. Tu decyzyjnym jest rzecznik sądów administracyjnych, gdyż Szmydt w takim orzeka, a nie w sądzie powszechnym, nad których sędziami wyżywa się złote trio. Co, jak co, ale pan Tomasz swoimi medialnymi występami szkalującymi żonę nie zachowywał się powściągliwie.

Przy okazji. Ptaszyny ćwierkają, że i pani Emilii sąd właśnie udzielił zabezpieczenia. Na jej korzyść.

 

POSŁOWIE

 

Nie ma najmniejszych wątpliwości, że ministerstwo sprawiedliwości cieknie, jak dziurawy dzban, a informacje trafiają do często w mym tekście wspominanego Wojciecha Biedronia od braci Karnowskich.

2 stycznia br. Biedroń w swej publikacji zamieścił dokument, który jest ewidentnym dowodem na bezpośrednie podłączenie do kranika ministerialnej dokumentacji. Był to dokument z naniesionymi nań zakreśleniami Wojciecha Czuchnowskiego, który dziennikarz Gazety Wyborczej przesłał wraz z pytaniami do wiceministra Marcina Warchoła na potrzeby tekstu „Tarcza na bat Ziobry”. Biedroń mógł ten sam dokument pozyskać z ogólnodostępnych źródeł, ale w swej bezmyślności użył tego z korespondencji między redaktorem Czuchnowskim, a Marcinem Warchołem. Ostatni gwałtownie zaprzeczył, ze to on jest źródłem wycieku.

W marcu ten sam Biedroń stał za kolejną dziwną sytuacją. 5 marca 2020 mecenas Konrad Pogoda zamieścił na Twitterze wpis: : „Dowiaduję się właśnie od @WBiedron o tym że jestem zawieszony. Ze szczegółami zawieszenia na 1 rok. Sam nic z izby nie dostałem. To nie pierwszy raz, gdy prasa wie prędzej i lepiej ode mnie.”

Do tweeta podpina screen jego rozmowy z Biedroniem na DM (wiadomości prywatne na Twitterze), w której Biedroń stara się uzyskać od Konrada Pogody komentarz w sprawie.


Pięć dni później, 10 marca, Biedroń zamieszcza swój bieda-tekst „NASZ NEWS. Miał bronić „Małej Emi”, ale został zawieszony”. Musiał się obejść bez komentarza adwokata. Na marginesie. Katowickiej izbie adwokackiej szefuje pan Roman Kusz. Ów pan piastuje również ciepłą posadkę w Orlenie.

Wojciech Biedroń był bohaterem kilku tekstów, jakie pojawiły się w mediach w związku z aferą Piebiaka. Jego nazwisko przewija się na przykład na OKO.press: „Sędzia Wytrykowski był bohaterem propagandowej akcji Małej Emi. Potem awansował do Sądu Najwyższego”. W sprawie wyroku Wojciecha Biedronia interweniował sam Zbigniew Ziobro. Biedroń został skazany na grzywnę w wysokości 3 tys. zł z art. 212 kk. Prokurator Ziobro wniósł skargę nadzwyczajną. Skarga nadzwyczajna to nowe narzędzie dla Ziobry, wprowadzone w 2018 roku. Takie skargi rozpatruje powołana od podstaw za rządów PiS Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego.

Wojciech Biedroń był w zażyłych stosunkach z Emilią. Obecnie jest niezwykle czynny w sojuszniczych kontaktach ze ściekiem @KastaWatch. Sporo osób utrzymuje, że to on może stać za tym kontem.

Tak, jak kiedyś Emilia miała dostęp do dokumentów, czy poufnych informacji o sędziach nie klękających przed Ziobro, tak od chwili pojawienia się na Twitterze @KastaWatch i oni dysponują podobnymi możliwościami.

Piebiak i spółka próbują dzisiaj ściemniać, że Emilia, jako żona sędziego słyszała rozmowy i stąd pozyskiwała informacje. Tyle, że to nie tłumaczy w żaden sposób skąd wzięła dokumenty. Ot choćby te o jakich napisała 4 czerwca Magdalena Gałczyńska w tekście „Nowe fakty ws. Łukasza Piebiaka. Ujawnił poufne dane sędziego”.

Prezes Iustitii, Krystian Markiewicz, tak opisywał paszkwil rozesłany przez Emilię w setkach egzemplarzy do sędziów z Iustitii (skąd miała dane kto jest członkiem stowarzyszenia, skąd miała adresy mailowe?):

„W rozsyłanych materiałach było wszystko na temat mojego życia. Były informacje dotyczące studiów, mojego życia zawodowego, przebiegu kariery sędziowskiej, kariery akademickiej, funkcjonowania w sądzie oraz życia prywatnego. Aż dziw, że nie było nic na temat pierwszej komunii świętej. Patrząc na te informacje, wiedziałem, że musiały pochodzić z różnych instytucji i miejsc. I to zarówno na Śląsku, jak i w Warszawie”.

Takie szczegółowe dane z imprezowych ploteczek pozyskała?

Tak, jak Emilia niewybrednie atakowała, tak teraz w sposób skandaliczny opluwa sędziów ktoś zarządzający profilem @KastaWatch.

We wrześniu ubiegłego roku w sprawie ścieku interweniowali u Zbigniewa Ziobry sędziowie zrzeszeni w Themis („Sędziowie pytają Ziobrę o specgrupę Piebiaka. „Co robił minister?””. Nic się nie zmieniło.

Wykorzystują dokumenty, by spotwarzać, manipulować, operować półprawdami i zwyczajnymi kłamstwami:

[podkreślenia moje]

Mecenas Konrad Pogoda nigdy nie został 15 razy skazany w sprawach dyscyplinarnych.

Mecenas Magdalena Matusiak Frącczak cierpi na rzadką przypadłość, alkohol wywołuje u niej reakcję alergiczną, dlatego nie konsumuje trunków z procentami.

Mecenas Ewę Stępniak od kilku lat dotyka choroba nowotworowa, nadużywanie alkoholu w jej przypadku byłoby zabójcze.

Tyle w kwestii „prawdy” zamieszczanej na ścieku @KastaSracz.


PAMIĘTAJCIE!

Za każdym razem, gdy spojrzycie na profil @KastaWatch będziecie mieć najlepsze potwierdzenie prawdziwości słów Emilii i historii, którą opisała.

 

 

 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozsądku pamięci żałosny rapsod - Centralny Przewał Komunikacyjny

  (Część przydatnych linków nie jest wstawiona w fabułę tekstu, ale można je odnaleźć na końcu publikacji) Tekst ten jest poświęcony odmitologizowaniu propagandy, jaka zalewa Polaków ze strony nachalnych lobbystów na rzecz budowy CPK. Jednym z wiodących propagatorów stał się niejaki Maciej Wilk, do kwietnia 2023 w zarządzie ds. operacyjnych PLL LOT, obecnie pracuje dla taniego kanadyjskiego przewoźnika Flair Airlines, który boryka się z wielkimi problemami. Wilka wpisy na Twitterze mają potężne zasięgi, ów człowiek biega po mediach, które ochoczo dają mu czas antenowy i łamy, by rozprzestrzeniał swoją wizję. Traktowany jest przez wielu jako niepodważalny ekspert od CPK, choć sam w wywiadzie dla Onetu (02.05.2024)*1 przyznał: „Nie jestem specjalistą od zarządzania lotniskami. Nigdy nie pracowałem w żadnym porcie lotniczym i szczerze mówiąc, w ogóle mnie to nie interesuje.” Mimo to dla rzesz stał się wybitnością od CPK, czyli jak najbardziej portu lotniczego, alfą i omegą, którego słowa

POLSKA ZJEDNOCZONA PARTIA ROZBÓJNICZA – PŁATNI ZDRAJCY, PACHOŁKI ROSJI.

  POLSKA   ZJEDNOCZONA   PARTIA   ROZBÓJNICZA – PŁATNI ZDRAJCY, PACHOŁKI ROSJI.   Kończąc drugą część tryptyku nie śledziłam na bieżąco występów medialnych Kowalskiego. Niniejszym nadrabiam, albowiem to, co ów człowiek wydobywa z siebie jest niebezpieczne i stoi w rażącej sprzeczności z polską racją stanu. W niedzielę 30 kwietnia 2023 roku na antenie TVP Janusz Kowalski zakwestionował bytność Polski w NATO i nie ma znaczenia, że zrobił to w pokrętny, niebezpośredni sposób. Gdy poseł Nowej Lewicy, Marek Dyduch, zauważył, że „Polska sama jest za słaba, aby obronić się przed Rosją” i że „naszą siłą powinna być obecność w NATO i odpowiednie tego wykorzystanie” , Janusz Kowalski odpyskował: „Nigdy więcej waszego postkomunistycznego myślenia, że Polska nie jest w stanie się obronić. Potrafimy. Polski żołnierz wierzący w Pana Boga obroni nas, tylko nie przeszkadzajcie”.   Pomijam infantylne myślenie Kowalskiego, któremu kruchta i wiara w cuda myli się z dobrem Polski i interesem pa

ŁASKA PAŃSKA NA PSTRYM KONIU JEŹDZI

  ŁASKA PAŃSKA NA PSTRYM KONIU JEŹDZI. Pan Jabłoński wezwał mnie do wskazania mu, w którym miejscu obecnie obowiązującej Konstytucji RP znajdują się przepisy, które wyłączają indywidualny akt abolicji, czyli mówiąc po ludzku, nie pozwalają Prezydentom RP na stosowanie aktu łaski wobec osób nieskazanych PRAWOMOCNYM wyrokiem sądu. Tekst ten będzie odpowiedzią na to wezwanie, które dla dużej grupy zwykłych Polaków, nawet nie prawników, nie jest już niczym nieznanym, albo niewiadomym. Na początku jednak prześledzimy wspólne całość wydarzenia z udziałem pana Jabłońskiego, gdyż jest to fenomenalny przykład, w jaki sposób zainteresowani urabianiem opinii publicznej i robieniem ludziom wody z mózgu w kontekście walki o partyjnych kolegów, przestępców Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, manipulują niezbyt rozgarniętymi odbiorcami. Pan Jabłoński znalazł na Twitterze wpis pisarza/dziennikarza (tak się ów człowiek opisuje) i zapłonął entuzjazmem niezwykłym. O ile ów pisarz może ni