Alicja w Pislandii – krainie czarów doby pandemii. Część druga Dyktatura. Odcinek drugi „Mój ból jest lepszy, niż Twój”
Alicja w Pislandii – krainie czarów doby pandemii
Część druga
Dyktatura
Odcinek drugi
„Mój ból jest lepszy, niż Twój”
13 stycznia 2016 roku ówczesna premier, Beata Szydło, w
polskim Sejmie mówiła: „Demokracja w
Polsce ma się dobrze; świadczą o tym między innymi protesty, które są
organizowane przeciwko rządowi i realizowanym zmianom.”
Słowa te powtórzyła kilka dni później, 19 stycznia, na forum
Parlamentu Europejskiego:
„Najlepszym dowodem na to, ze polskie państwo jest państwem
demokratycznym jest to, że nawet przybywając tu, w czasie polskiej demokracji,
polscy obywatele mogą wyrażać swoje niezadowolenie w czasie manifestacji.”
Po czterech latach polska demokracja mocno się zdewaluowała,
bo protestować nie można, a jeśli ktoś się odważy musi liczyć się z szykanami.
Szykanami niejednokrotnie niewspółmiernymi do przewinień, a niestety coraz
częściej opartymi na fałszywych zarzutach oraz na zarzutach absurdalnych.
13 maja 2020 roku Ewa Jedynasiak spotkała się w warszawie ze
swoją znajomą przy siedzibie Sądu Najwyższego, by z egzemplarzami Konstytucji w
rękach zaprotestować przeciwko postępowaniu rządzących z tą instytucją. Policja
na usługach kaczystów zarzuciła im, że bez uzasadnienia przemieszczała się
pieszo i brała udział w zgromadzeniu. Przypomnę. Wyjątkowy zamordyzm narzucony
Polakom już w maju nie obowiązywał. Stało się to dokładnie 20 kwietnia. Od tego
dnia Szumowski cofnął swoje nonsensowne zakazy wejścia do parków, lasów, na
plaże, została też dozwolona rekreacja.
Spacer dwóch osób był zatem całkowicie legalny, a zarzut
nieuzasadnionego przemieszczania się dęty i policja zdawała sobie z tego
doskonale sprawę. Kobiety odmówiły przyjęcia 500 złotowego mandatu.
Jakiś czas
później pani Jedynasiak dostała pismo z sanepidu z nałożoną na nią karą administracyjną
w wysokości tradycyjnych już 10 tys. zł za „nieprzestrzeganie
nakazu przemieszczania się w odległości nie mniejszej niż dwa metry od siebie”.
Zgodnie ze staropolskim porzekadłem, gdy chce się psa
uderzyć, kij zawsze się znajdzie.
Kobieta w rozmowie dla TVN24: „Jest to decyzja bardzo dziwna. Panowie policjanci bezpodstawnie nas
zatrzymali. Nie zmierzyli odległości, widzieli wszystko – jak byłyśmy ubrane,
że nikogo nie było na placu.”
Niepokój budzą słowa Konrada Kalety, prawnika Powiatowej
Stacji sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie, który poproszony o komentarz
mówił: „Nie potwierdzam, że był to pusty
plac i nie mogę też potwierdzić, że było to zaledwie półtora metra. Funkcjonariusze
policji jako osoby zaufania publicznego zostały wyposażone w możliwość
weryfikacji tego, czy osoby, które są napotykane w miejscach publicznych,
stosują się do ograniczeń, zakazów i nakazów związanych ze stanem epidemii.”
Kaleta przyznał również, że będą się pojawiać policyjne
zgłoszenia „w których znajdą się informacje
nieścisłe”.
Mamy zatem sytuację, w której sanepid orzeka kary
administracyjne w horrendalnych wysokościach, które podlegają zapłacie
niezależnie od wniesienia na nie skarg, gdy może się taka decyzja okazać
błędną, bo bazującą na wymyślonych przez policjanta zarzutach…
W świetle tego, o czym systematycznie donoszą media –
policjantów na usługach rządzących, przekraczających niejednokrotnie swoje
uprawnienia, zaufanie do funkcjonariuszy policji zaczyna być bardzo słabym
argumentem, jako podstawa do wymierzania kar. Po śmierci Igora Stachowiaka samo
słowo policjanta tym bardziej stało się wątpliwym „dowodem w sprawie”.
Podwójne standardy, które policja stosuje nagminnie –
karanie ludzi nieprzychylnych kaczystom, a odwracanie głów, gdy to samo prawo
łamie rządząca junta i jej zwolennicy także nie podnoszą zaufania do
funkcjonariuszy tej formacji.
I nie pomogą tu żadne wykręty i manipulacje rzecznika
Komendy Głównej Policji – Mariusza Ciarki, którego zachowanie jest tyleż
bezczelne, co niejednokrotnie zwyczajne kłamliwe.
W wywiadzie dla „Kultury politycznej” powiedział: „My wszystkich obywateli traktujemy tak
samo, jednocześnie apelujemy o to, by każdy polityk postępował zgodnie z prawem
i nie nadużywał swoich uprawnień. Uczciwy polityk powinien być wzorem dla
innych.”
Ciarka, choć ma gębę pełną gładkich słówek o apolityczności
jest wręcz sztandarowym przykładem upolitycznionego aparatczyka. W tym
żenującym wywiadzie udowodnił swoją służalczość i podwójne standardy
jednoznacznie.
Cytowane słowa i przytyk w nich zawarty odnosił się do
senatora Burego. Oczywiście pytany o tę sytuację z 16 maja podczas strajku
przedsiębiorców w warszawie znów bezczelnie łgał, powtarzając kłamstwa tłuczone
przez policję od początku incydentu, jak to senator Bury niby sam wszedł do
radiowozu: „Nagranie opublikowane przez
komendę stołeczną policji pokazuje, jak senator wchodzi na podest radiowozu i
macha do ludzi.”
„Dobrowolne” przemieszczanie się senatora Burego do
policyjnego wozu najlepiej pokazuje tweet z filmem zamieszczony przez posła
Szczerbę:
Gdy się przyglądnąć widać wyraźnie, że senator pokazuje
swoją legitymację, ale jest przez kilku osiłków w mundurach spychany do
radiowozu. Potem już stojącemu na podeście i „machającemu do ludzi” jeden z
funkcjonariuszy podcina nogi i wpycha go do środka:
Trzeba być wyjątkowo bezczelnym, by mimo dowodów na
nagraniach dalej klepać o dobrowolnym wejściu do radiowozu. Bezczelnym i
pozbawionym krztyny wstydu.
Senator Bury pojawił się na proteście, aby obserwować
zachowania policji. Widząc jej brutalność interweniował w sprawie obywatela. To
jest dla Ciarki nadużywanie przez polityka uprawnień. Dla tego samego Ciarki w
tym samym wywiadzie nie jest nadużywaniem uprawnień zachowanie Kaczyńskiego i
jego świty 10 kwietnia.
Słowa, które Ciarka wypowiedział w wywiadzie to powtórka z haniebnych tłumaczeń, jakie pojawiły się owego 10 kwietnia na
Twitterze na koncie @PolskaPolicja .
„Apolityczny” Ciarka przyznaje sobie prawo do oceniania
kiedy polityk nadużywa mandatu i immunitetu parlamentarzysty, a kiedy nie.
Dziwnym trafem jego opinia o nadużyciu, bądź nie, mandatu parlamentarzysty
cudownie pokrywa się z tendencją, by występkom kaczystów pobłażać, a działania
parlamentarzystów opozycji kwalifikować, jako niewłaściwe.
Ciarka również bezczelnie kłamie mówiąc „My wszystkich obywateli traktujemy tak samo”.
1, 3 i 9 maja bydgoszczanie zbierali się, by uczcić święta i
rocznice. Spacerowali sobie spokojnie z transparentami mając na twarzy maseczki
i zachowując nakazany dystans. Mimo to byli nagrywani i legitymowani przez
policjantów. 3 maja doszło do skandalicznego szarpania przez nich Renaty
Mazurowskiej. Sprawą zajął się RPO Bodnar.
Były prezydent Bydgoszczy, Roman Jasiewicz, tak opisywał dla
Gazety Wyborczej przebieg zdarzeń 9 maja: „Sposób postępowania policji miał
wywrzeć presję na obywatelach, którzy nie naruszali żadnego prawa. Wybrali
formę spaceru, trzymali w rękach kartki, mieli flagi Polski i Unii Europejskiej.
Słuchali tekstu konstytucji. Na twarzach mieli maseczki, nie kontaktowali się
ze sobą. Widziałem, jak siedmiu policjantów otacza spokojnie siedzącą kobietę.
Taki sposób postępowania ma wywołać presję i strach. A ja nie chcę się bać
władzy w demokratycznym państwie, kiedy nie łamię prawa.”
Mimo przestrzegania przez bydgoszczan rygorów sanitarnych
policja tych obywateli represjonowała odmawiając im konstytucyjnego prawa do
zgromadzeń. Mandaty oczywiście też były, a ilość policjantów delegowana do
pokazu siły przekraczała liczbę obywateli obchodzących 1 maja, święto
Konstytucji 3 maja i Dzień Europejczyka (9 maja).
Ale już osiem dni później, 17 maja, w Wadowicach ta sama
polska policja nie podchodziła restrykcyjnie do ewidentnie łamiących nakazany dystans
oraz często nie mających zgodnie z przepisami zakrytych ust i nosa
zgromadzonych na obchodach z okazji setnej rocznicy urodzin Wojtyły.
Ograniczyła się tylko do nawoływań, mimo, że tłum był o wiele większy i większe
zagrożenie.
Ciarka szpetnie w wywiadzie manipuluje, gdy mówi: „Inaczej interweniuje się wobec
agresywnych osób, a inaczej wobec osób spokojnych” i nie ma nic do rzeczy,
że słowa padły w kontekście protestu przedsiębiorców, rzekomo bardzo
agresywnego.
Przykład bydgoski i wadowicki pokazują wyraźnie różne
podejście policji do spokojnie nastawionych Polaków. Może Ciarce nie mieści się
w ograniczonej głowie, ale segregowanie obywateli i stosowanie różnych
kryteriów w zależności, czy powodują nimi uniesienia religijne, czy
przywiązanie do innych wartości, jak choćby szacunek do zapisów Konstytucji,
nie mieści się w kategoriach państwa neutralnego światopoglądowo.
Tym bardziej nie mieści się w jakichkolwiek normach
praworządnego i demokratycznego państwa kategoryzowanie obywateli podług schematu:
sprzyjający obecnym rządzącym – krytykujący działania kaczystów. A takie
podwójne standardy policji miały miejsce 23 maja i wcale nie chodzi o strajk
przedsiębiorców.
Podczas pikiety Obywateli RP pod Sądem Najwyższym policja na
usługach PiS znów twierdziła, że zgromadzenie jest nielegalne, legitymowała
uczestników, dwoje zatrzymała:
Tego samego dnia Duda
robiący tournee po mazowieckiej prowincji gromadził tłumek gapiów i mimo, że
zgromadzeni, jak i sam Duda nie przestrzegali nakazów policja nikogo nie
legitymowała, nikogo nie zatrzymała. Tak było choćby w Maciejowicach:
Jak widać nie tylko ból, ale i „twój wiec jest lepszy, niż
mój”.
Krętacz Ciarka wymiguje się: „Rozumiemy, że jesteśmy w
okresie wyborczym i unikamy wikłania nas w spory polityczne. Zależy nam na tym,
aby być jak najdalej od polityki.”
I tylko dziwnym trafem ta policja rzekomo chcąca być jak
najdalej od polityki ma nieskończone pokłady wyrozumiałości dla zwolenników
Dudy, a przeciwników nęka już nie tylko bezpodstawnym legitymowaniem,
zatrzymywaniem, drakońskimi karami finansowymi, ciąganiem na przesłuchania, po
sądach, wymyślaniem kolejnych zarzutów - policja zaczyna być coraz
brutalniejsza i sięga po coraz obrzydliwsze metody represji, naruszające
godność człowieka w zatrważający sposób.
BRUTALNOŚĆ
POLICJI W SŁUŻBIE PARTII
ESKALUJE
Kiedy za prezydentury Bronisława Komorowskiego policja
interweniowała i zatrzymała twórcę strony Antykomor wrzaskom polityków PiS,
będącym wtedy w opozycji, nie było końca. Sprawa z tą stroną była jednak dosyć
poważna, bo udostępniono na niej gierkę umożliwiająca strzelanie do ówczesnego
prezydenta, a część zamieszczanych zdjęć przekraczała granice tzw. dobrego
smaku. Sąd apelacyjny jednak sprawę o zniesławienie prezydenta umorzył ze
względu na niską społecznie szkodliwość czynu, a sam Bronisław Komorowski nie
tylko nie kwestionował wyroku, ale i podkreślał, że jako osoba publiczna jest
narażony na tego rodzaju satyrę.
Jest piątek. 19 czerwca 2020 r. Gdańsk. Sebastian Pawłowski
okleił swoją furgonetkę hasłami „Wolę w szambie zanurkować, niż na Dudę
zagłosować”, „2020 wyPAD” , „PiS STOP” oraz zdjęciem Dudy siedzącego na tronie
w biało-czerwonej czapce błazna.
Długo nie pojeździł, bo już po trzech godz.
został zatrzymany przez policję. Zatrzymano i przewieziono na posterunek nie
tylko jego, ale także współpasażera. W tej sprawie jednak najbardziej
bulwersujący jest sposób zatrzymania. Nie tylko skuto mężczyznę, ale na
komisariacie kazano mu się rozebrać do naga.
Czemu miało służyć takie zachowanie policji? Szanowni
czytający pomyślcie przez chwilę, że to was, w ocenie sądu i przytaczanego
wyroku, pod błahym zarzutem zatrzymują, skuwają w kajdanki, jak bandytę, a na
komisariacie, by pokazać kto tu rządzi każą wam się rozbierać.
Tak postępuje „apolityczna” polska policja z obywatelami, bo
korzystają z wolności słowa i prawa do wyrażania poglądów. Co będzie następne?
Bicie, rażenie paralizatorem? Wykręcanie genitaliów?
Zawsze mnie bulwersowało, gdy słyszałam wypowiedzi, że
kaczyści to nie dyktatura, bo nie mordują, nie zakładają obozów
koncentracyjnych. Ludziom reżimy kojarzą się z krwawymi bestiami, mającymi krew
tysięcy ofiar na swoim koncie. Bardzo łatwo przy tym zapominamy, że dyktatury i
systemy totalitarne nim pokażą w pełni swoją bestialską twarz przechodzą często
fazę rozruchu. Nim naziści zagnali Żydów do gett było szczucie na nich słowem.
Nim odpalili krematoria i zakazali Żydom opuszczania nazistowskich Niemiec, by
dokonać prawie zupełnej zagłady tego narodu, prowadzili przez kilka lat politykę
utrudniania im życia z zamiarem zmuszenia ich do emigracji.
Dziś wielokrotnie
słychać z ust pisowskich zwolenników wyganianie politycznych przeciwników z
Polski. W wypowiedziach samych polityków Zjednoczonej Prawicy aż roi się od
nazywania oponentów zdrajcami ojczyzny, tak jakby Polska równała się PiS.
To
już jest ten klimat, a stosowanie coraz brutalniejszych metod, i to coraz
częściej, pokazuje, że policja za Kamińskiego się rozpędza. Kamińskiego, który,
co przypomnę, był skazany w pierwszej instancji właśnie za przekroczenie
uprawnień, a uniknął odpowiedzialności tylko dlatego, że kolega prezydent go
ułaskawił.
8 czerwca, tylko 11 dni wcześniej, podobne „atrakcje”, jak
panu Pawłowi, tym razem warszawska policja zafundowała aktywistce Annie.
Policyjni harcownicy wpadli do jej mieszkania, zrobili przeszukanie łącznie z
piwnicą, potem skuli w obecności córki oraz rodziców i wywieźli. Przez wiele
godzin nie było wiadomo gdzie ją przetrzymują, nie przekazano jej prośby, by
ojciec skontaktował się z adwokatem.
Po przewiezieniu na komisariat dokonano
rewizji osobistej. Jej także kazano się rozebrać do naga, robić przysiady.
W areszcie przetrzymywano ją 41 godzin.
Co takiego strasznego miała zrobić? Rozwiesiła plakaty na
przystankach autobusowych. Plakaty z podobizną ministra zdrowia Szumowskiego,
jako kawalera Zakonu Maltańskiego i napisem: „Ewangelia wg Łukasza Sz”.
Na dole
plakatu umieszczono: „zakłamywanie statystyk dot. COVID-19,
rekomendacja ws. wyborów, maseczki do d*py za 5 mln”.
Policja zarzuca kobiecie czyn z artykułu 279 par. 1 Kodeksu
Karnego. Kradzież z włamaniem. Zarzut brzmi „dokonała kradzieży z włamaniem do 15 gablot reklamowych umieszczonych w
wiatach przystankowych, a następnie dokonała zaboru mienia w postaci plakatów o
łącznej wartości 450 złotych, czym działała na szkodę spółki AMS Spółka
Akcyjna.”
Zastanawiam się, czy ten, co to wysmażył był trzeźwy.
Plakaty zostały w gablotach umieszczone. O jakiej kradzieży zatem bajdurzy policja? Rozumiem zarzut umieszczenia plakatów bez
zgody właściciela (art. 63a Kodeksu Wykroczeń! – nie Kod. Karnego), ale
kradzież? Takich kuriozów dopuszcza się polska „apolityczna” policja.
Opowieść Anny o tym, co się z nią działo zamieściło
OKO.press. Jest wstrząsająca. Proszę ją przeczytać i odpowiedzieć sobie, czy
takie działania policji: wymyślanie dętych podstaw i represje w opisanej skali
za umieszczenie plakatów bez zgody właściciela przystają do demokratycznego
państwa, czy prędzej to obrazki z coraz mocniej rozpędzającej się dyktatury?
Opowieść Anny:
Takie naruszenia przez policję godności osoby zatrzymywanej,
nieadekwatne stosowanie środków nie zaczęło się dziś. Była sprawa kipiszu i
zatrzymania Elżbiety Podleśnej w 2019 za tęczową madonnę, choć jeszcze wtedy
prokurator okazał się na tyle rozsądny, że nie zgodził się na aresztowanie.
Była brutalność wobec aktywistów przeszkadzających w rzezi puszczy
białowieskiej – rewizje osobiste z zaglądaniem kobietom w intymne części ciała.
Jest sprawa Anny Domańskiej, której katowicki funkcjonariusz złamał w2018 łokieć podczas wynoszenia jej z blokady marszu
urządzonego przez Młodzież Wszechpolską (nieśli np. hasło „whyte boys”)
nawiązującego pamięcią do powstań śląskich. Z Anny i innego poszkodowanego –
Mikołaja zrobiono napastników, zarzucano napaść na policjantów. Oskarżono ich
także o składanie fałszywych zeznań. Policji nie udało się, niedawno Anna wygrała sprawę.
Można czasami zwalać, że są to działania
pojedynczych policjantów, którzy stracili kontrolę. Policjantów, których zdrowa
formacja powinna się pozbywać, a nie ich bronić i z ich ofiar robić agresorów.
Jednak tych ukierunkowanych, nieadekwatnych represji koncentrujących
się na przeciwnikach kaczystów jest zbyt wiele, by nie wyciągnąć wniosku, że to
akcje sterowane odgórnie. Dlaczego w dwóch oddalonych miastach – Gdańsku i
Warszawie w odstępie kilku dni dochodzi do takiego samego nieadekwatnego,
obrzydliwego potraktowania zatrzymanych?
Władza, która używa służb do prześladowania swoich politycznych
przeciwników to właśnie dyktatura. Władza, która wykorzystuje byle pretekst do
pastwienia się nad jej krytykami to nic innego, jak dyktatura.
Przy okazji sprawy potraktowania przez policję gdańszczanina
naturalnie odezwał się na Twitterze Ciarka. 20 czerwca napisał tak: „Uprzejmie informuję, że w żadnym wypadku nie
chodzi tutaj o nadgorliwość moich kolegów, a już w ogóle mieszanie w to Pana
Prezydenta jest nie na miejscu. Policjanci działali w związku ze zgłoszeniem
postronnej osoby (są do tego zobligowani) i działali zgodnie z obowiązującym
prawem. Nikt nie był upokarzany, co potwierdza nawet autorskie nagranie
najbardziej zainteresowanego. Nikogo nie przetrzymywano ponad czas konieczny do
wykonania czynności procesowych. Nie przekroczono uprawnień, a czynności
wykonano tak jak nakazuje KPK obowiązujący od wielu lat.”
Ciarka znów próbuje zgrywać głupa. Nagranie pokazuje moment
zatrzymania, a nie późniejszych szykan na komendzie. Ciarka zwyczajowo kłamie i
manipuluje bezczelnie pisząc „nikt nie
był upokarzany”. Na pytania mecenasa Konrada Pogody: „Rewizja osobista w sprawie znieważenia prezydenta? Z rozebraniem się?
A gdzież Pan ma podstawę do takich rewizji w takiej sytuacji? To brak wiedzy
czy nieumiejętnego tłumaczenie podwładnego?”
NA TO CIARKA JUŻ NIE ODPOWIEDZIAŁ.
Nie ma dnia, by „apolityczna” policja, czy prokuratura nie
wykazały się gorliwością oraz niesamowitą szybkością w służbie partii, a
lekceważąco i opieszale, jeśli chodzi o nawet cięższego kalibru postępki, ale
skierowane przeciwko oponentom kaczystów.
20 czerwca w Bydgoszczy policja skonfiskowała baner z
napisem: „Andrzej Duda jest łgarzem i krzywoprzysięzcą”. Policji, już
tradycyjnie, było więcej niż happeningowców. Na poniedziałek 22 czerwca wszyscy
dostali wezwania na przesłuchanie. Tym razem pewnie obejdzie się bez rewizji i
rozbieranek do naga. Biuro prasowe bydgoskiej policji ustami Przemysława
Słomskiego poinformowało, ze policjanci
wykonywali czynności na polecenie prokuratury. Zarzut intensywnie wałkowany przed
wyborami przez służby w służbie partii: „obraza głowy państwa”.
21 czerwca ktoś rzucił butelką w Trzaskowskiego. Bardzo
spodobał mi się komentarz na Twitterze pod informacją o tym TVPinfo.
Użytkowniczka z przekąsem, ale słusznie stwierdziła, że gdyby butelka poleciała
w stronę Dudy to tuba propagandowa PiS już by zapewne trąbiła o zamachu
terrorystycznym.
Ktoś może wzruszyć ramionami: ci ludzie sami sobie winni,
skoro przeciwstawiają się władzy. Tylko dokąd zaszła Polska, że Polaków się
prześladuje za bycie przeciwnikiem władzy?
No i jest przykład listonoszy, o którym pisałam w poprzednim
odcinku. Im się jeszcze w lutym nawet nie śniło, że zostaną wciągnięci w brudną
polityczną gierkę. Tak, jak przedsiębiorcom się nie śniło, że zostaną brutalnie
spacyfikowani 16 maja.
Można się odcinać od środowiska Pawła Tanajno, gdyż jego światopogląd nie pokrywa się z naszym. Można się zżymać,
że on, jako kandydat na prezydenta robił to dla politycznej kalkulacji. Jednak
nie wolno pominąć jednego. Pojechali tam także zwykli ludzie, których firmy jednym
pociągnięciem pióra zamknęli zbawca Szumowski z ewangelistą Morawieckim, a
tarcze, którymi chwali się rząd wykluczyły z pomocy wiele firm. I to często te
najsłabsze, bo najmniejsze.
W grudniu 2015 roku, gdy trwały potężne demonstracje KOD
przeciwko niszczeniu Trybunału Konstytucyjnego premier Beata Szydło w Telewizji
republika zapewniała:
„PiS nigdy nie wystąpi przeciwko protestującym. Nie będziemy zamykać
nikogo tylko za to, że krytykuje rząd. Nigdy nie zgodzę się na to, by jak za PO
wyprowadzać przeciwko demonstrantom policję”
Te płomienne deklaracje były na początku. Potem kaczyści
niejednokrotnie i zamykali ludzi, i wysyłali na nich policję. Przypomnę
również, że Beata Szydło mówiąc o PO nawiązywała do choćby protestu górników w
Jastrzębiu Zdroju. Tylko w lutym 2015 górnicy rzucali petardy. Leciały kamienie,
deski, a nawet płyty chodnikowe.
Za
PO-PSL wysyłano również policję przeciwko kibolom i skrajnym narodowcom
robiącym zadymy, jakie tylko chuliganie zorganizować potrafią. Nie należy zapominać, że wielu
ze środowisk kikolskich jest zamieszanych w poważną działalność przestępczą.
Za PiS ich przeciwnicy nigdy nie posunęli się do takiej
agresji, jaka towarzyszyła protestom górników. Przedsiębiorcy nie rzucali
kamieniami, ani płytami chodnikowymi, a mimo to 16 maja użyto wobec nich gazu.
Pałki wbrew próbie okłamania opinii publicznej również
poszły w ruch. Po tekście Wojciecha Czuchnowskiego na Twitterku policja
zaćwierkała:
"w dzisiejszej Gazecie Wyborczej red. Czuchnowski wbrew faktom powiela kłamstwo o użyciu przez policjantów pałek wobec protestujących 16 maja w Warszawie. Taka dezinformacja wzmaga falę hejtu wobec funkcjonariuszy. To ewidentny przykład antydziennikarstwa. Stop fake news"
Szybko jednak okazało się, że to kolejna nieprawda na profilu @PolskaPolicja.
Ciarka w żenującym wywiadzie dla Krytyki Politycznej: „demonstrowali tak zwani „przedsiębiorcy”, a
w rzeczywistości w dużej mierze
chuligani nie mający nic wspólnego z biznesem”
Rolą policji jest w takim wypadku precyzyjnie skierować
uderzenie przeciwko jednostkom wyjątkowo agresywnym, a nie traktować wszystkich, jak leci gazem.
Poprzedni tekst opatrzyłam zdjęciem kobiety z poparzoną
gazem twarzą .
Ona nie jest żadnym chuliganem. To przewodniczka turystyczna z
Podlasia: „Jestem tu dlatego, że to, co się dzieje w Polsce , doprowadzi, że
moje dzieci będą pracowały za miskę ryżu. Jestem przewodnikiem turystycznym,
moja branża nie istnieje, nie zarabiam nawet złotówki, przyjechałam po pracę i
chleb. Chcę móc pracować, utrzymywać swoje dzieci, płacić podatki, nawet na
policję, która nas tak potraktowała” (za money.pl)
Chuliganem raczej ten starszy mężczyzna też nie jest.
Zresztą Ciarka niech nie opowiada bzdur o agresji
protestujących. Tak wyglądała sytuacja przed użyciem przez policję gazu:
Zamknięci w kociołku, stłoczeni ludzie. Ot. To jest dopiero
prawidłowy dystans sanitarny, co się zowie. Brawo Ciarka. Brawo ZOMO. Niestety,
ale trudno opędzić się od natrętnej myśli, że to już było, a takie zachowania
mundurowych miały nie wrócić. Wróciły.
Efektem będzie coraz więcej takich
zdjęć-symboli, jak to:
Zamknąć ludzi w kotle i nawoływać do rozejścia, a gdy nie
posłuchają, bo i jak, użyć gazu. Halo. W głowie pana Ciarki, z podobno
doktoratem, kołacze się coś jeszcze prócz echa pustki pod czerepem?
Co ma tam ów gorliwy aparatczyk, ubrany chyba dla niepoznaki
w mundur policjanta, gdy mówi:
„Zdarzały się [na
proteście – dop.red.] również osoby z objawami choroby, co już jest wyrazem
szczególnego braku odpowiedzialności, na co zwrócił uwagę również sąd podczas
jednego z posiedzeń.”
Nie wiem o co chodzi Ciarce z sądem, wiem natomiast, że 16
maja policja zatrzymała niewidomego. Pan Damian został potem wywieziony bez
towarzyszącej mu opiekunki do Grodziska Mazowieckiego. Na tamtejszej komendzie
spędził kilka godzin. Następnie wypuszczono go nie interesując się zupełnie,
jak wróci bez pomocy do domu. (za Gazeta Wyborcza z dn. 19.05.2020)
Pamiętajcie chorzy, w tym Wy chorzy na raka. Gdy PiS
swoją polityką doprowadzi do zniszczenia onkologii, a Was na skraj rozpaczy,
nie idźcie protestować, bo wg Ciarki protesty chorych to nieodpowiedzialność.
Warszawska Wyborcza
21 kwietnia doniosła, że policja robi zakupy: 5 armatek wodnych (kolubryny
długie na 10 metrów) oraz 124 pojazdy wypadowe dla prewencji.
Na co szykuje się
Kamiński, że w dobie potężnego kryzysu ekonomicznego dla wielu Polaków dozbraja
formację w sprzęt ewidentnie służący do tłumienia zamieszek…
UCISZANIE DZIENNIKARZY
29 marca 2020 – fotoreporter Gazety Wyborczej był w pracy
pod domem Kaczyńskiego na Żoliborzu. Utrwalał protest dwóch Obywateli RP z
okazji podstępnego przemycenia przez kaczystów w tzw. pierwszej tarczy
antykryzysowej zmian w kodeksie wyborczym. Policja nie czekała na wyjaśnienia
Atysa, że nie był uczestnikiem pikiety, a jedynie wykonywał swoje obowiązki,
tylko skierowała sprawę do sądu. Skierowała choć Atys złożył wyjaśnienia w
przewidzianym terminie.
10 kwietnia 2020 – operatorka OKO.press udaje się pod słynną
wille na Żoliborzu, bo ma się tam podobno odbyć protest. Przyczyną protestu
jest oczywiście zachowanie tego dnia niekoronowanego władcy Polski –
szeregowego posła Kaczyńskiego. Na miejscu są tylko Arkadiusz Szczurek i Adam
Wiśniewski z opozycji ulicznej, którzy są jednocześnie dziennikarzami portalu
wolne-media.pl, pojawia się także fotograf OKO.press. Mundurowych jest 11, plus
trzech tajniaków. Kobieta zaczęła rejestrować, jak policjanci legitymują panów
z wolne-media.pl
Wtedy otoczyło ją trzech gorliwców zarzucając udział w
nielegalnym zgromadzeniu. Wydawało się, że przyjęli jej wyjaśnienia, iż
wykonuje swoje zawodowe obowiązki. Po dwóch tygodniach otrzymała wezwanie na
przesłuchanie, jako podejrzana o popełnienie wykroczenia. Panowie Szczurek oraz
Wiśniewski również je otrzymali.
8 maja 2020 – podczas protestu przedsiębiorców policja
zatrzymała Andrzeja Tomczaka, kiedyś wieloletniego współpracownika TVP.
Wywieziono go, jak tydzień później niewidomego, do Grodziska Mazowieckiego. Tam
pokazał legitymację. Na policjantach nie zrobiło to wrażenia i wlepiono mu
mandat, który mężczyzna dla świętego spokoju przyjął. Było to błędem, bo to jak
przyznanie się do winy. W efekcie mandat poprawiono kilka dni później
tradycyjnymi 10 tys. zł od sanepidu. Reportera przewożono do Grodziska skutego
kajdankami, co potwierdza protokół z zatrzymania.
8 maja 2020 – Paweł Rutkiewicz, fotoreporter Gazety
Wyborczej, relacjonował protest przedsiębiorców. Podczas przepychanek, mimo, że
w nich nie uczestniczył został zapakowany do radiowozu:
„Wiedzieli, że jest
dziennikarzem. Gdy ich o tym poinformował, zbyli go, mówiąc, że to nie szkodzi.
A potem wywieźli go do Wołomina, gdzie przetrzymywali go w policyjnej
furgonetce. […]W końcu go zwolniono, został nawet przeproszony.”
Pislicja, jak niektórzy zaczęli nazywać tę służbę, stara się
nie od dziś w ten sposób umilać życie dziennikarzom mediów, które pokazują i
ujawniają to, co kaczyści chcieliby skrzętnie ukryć przed Polakami. Gwałcą przy
tym prawo jasno określające, że nie wolno przeszkadzać pracownikom mediów w wykonywaniu
ich ważnej społecznie roli. Służby kaczystowskie tego nie respektują, a
najczęstszym stosowanym przez nie wykrętem są opowiastki, jakoby dziennikarz
się nie wylegitymował, czemu nie mniej często ci dziennikarze zaprzeczają.
Wreszcie jaskrawym przykładem na próbę zakneblowania mediów,
by w przestrzeni publicznej dominował tylko jeden przekaz – ten z
Nowogrodzkiej, a ludzie żyli w zakłamanej bańce wykreowanej przez Jacka
Kurskiego, Pereirę, Jaoka, Karnowskich, Rachonia, Holecką, czy Sakiewicza jest
bezczelny, bez najmniejszych zahamowań atak na FAKT, który ośmielił się pokazać
Polakom to, co Duda i PiS próbowali ukryć – drastyczne fakty cierpienia ofiar
pedofila, którego ułaskawił Duda.
Zacietrzewienie tej nagonki, podczas której próbowano po raz kolejny grać na złych resentymentach i przypisywać niemieckość gazecie, choć pracują tam tylko Polacy, osiągnęła granice absurdu, gdyż w swym pędzie atakujący zapomnieli, że głównym udziałowcem
spółki jest już od dawna nie żaden Niemiec, tylko Amerykanin. W dodatku
znajomy Trumpa, którym PiS i Duda tak bardzo lubią się podpierać.
Jest mnóstwo ludzi
mediów, którzy nie dadzą się tak łatwo zastraszyć, ale dla wielu Polaków
represje, jakie spotykają zwykłych, szarych obywateli są czynnikiem
odstraszającym. Temu ma to wszystko służyć. I tylko znowu nieubłaganie nasuwa
się wniosek, że państwo, w którym obywatele boją się władzy, boją się ją
krytykować i przeciwko niej protestować to nic innego, jak państwo policyjnie,
będące nieodłącznym elementem dyktatury.
Smutne jest to, że w policji pracuje wielu przyzwoitych
ludzi, którzy nie chcą by się nimi wysługiwano dla utrwalania zamordyzmu. Nie
chcą być gorliwymi wykonawcami podłych rozkazów. Nie chcą występować przeciwko
obywatelom, którzy korzystają z należnych im praw. Za sprzeciw ta zdegenerowana
władza ich także szykanuje.
Przed kolejnym protestem przedsiębiorców, 23 maja 2020, jak
wynika z przekazów od samych policjantów, komendant wojewódzki Dolnego Śląska,
niejaki Wesołowski Dariusz, ochoczo deklarował wysłanie posiłków do Warszawy.
Jednak tuż przed tym terminem dużo policjantów z tamtejszej prewencji uciekło
na zwolnienia, podobno około osiemdziesięciu (pisała o tym Wyborcza). Po tych
wydarzeniach TVN24 ustalił, że nastąpiły roszady personalne na stanowiskach
dowódców wrocławskiej prewencji. Odwołano szefa tamtejszego oddziału, a dwóch
dowódców kompanii zostało przeniesionych gdzie indziej: „najprawdopodobniej
będą patrolować ulice”. Rzecznik komendanta wojewódzkiego, Rynkiewicz,
naturalnie podaje inne przyczyny zmian.
W całej tej historii jest wyjątkowy smaczek, a dotyczy owego
gorliwego komendanta wojewódzkiego – Wesołowskiego.
4 kwietnia portal „Wrocław.naszemiasto.pl” opisał, jak nie
kto inny, niż komendant Wesołowski zorganizował 2 kwietnia bibkę na 100 osób z
okazji wprowadzenia nowych zastępców komendanta wojewódzkiego i pożegnania
policjantów odchodzących na emeryturę. Koronaparty odbyło się mimo
wprowadzonych od 1 kwietnia wyjątkowych restrykcji, a w nich prócz osławionego
już zakazu wstępu do lasów, parków, skwerów, etc. kategorycznie zabroniono
organizowania jakichkolwiek zgromadzeń, spotkań, czy imprez powyżej dwóch osób.
Tak oto ten, który
wysyła swoich podwładnych, by bili protestujących ludzi, bo podobno łamią zakaz
zgromadzeń, sam bezczelnie łamał ten zakaz i to czasie obowiązywania
najbardziej restrykcyjnych obostrzeń.
Czy Wesołowskiego spotkała jakaś kara? Nie. Swoich się
nie karze.
Warszawscy prokuratorzy, do których sprawa trafiła nie
dopatrzyli się złamania prawa, ani spowodowania zagrożenia epidemiologicznego.
RÓWNI I RÓWNIEJSI
Prócz represji, cenzury, zastraszania nieodłączną cechą każdej dyktatury
jest uprzywilejowana grupa trzymająca władzę i jej poplecznicy.
Grupa obrastająca w dostatki, a każdy występek i
każde draństwo uchodzi jej płazem. Czuwa nad nią ten sam aparat, który poniewiera innymi - przeciwnikami reżimu, ale wybrańcom zapewnia bezkarność. Tworzy się jasny podział na panów i gorszy sort. Co ciekawe
to właśnie Kaczyński swego czasu użył obu tych określeń. To on nazwał
przeciwników gorszym sortem, a o sobie i swej stronie powiedział: „tak,
jesteśmy panami”.
Ten podział jest widoczny na wielu poziomach. Od najwyższych
kręgów władzy schodzi coraz niżej lecz wszędzie widać powtarzający się schemat:
dla władzy i jej zwolenników bezkarność, dla przeciwników ściganie za byle co.
Te wyraźne różnice są widocznie i w błahych sprawach, ale
też w bardzo poważnych.
Senatorowi Jackowskiemu przyłapanemu w trakcie obowiązywania
najdotkliwszych obostrzeń na jeździe na rowerze, kiedy wszyscy mieli siedzieć w
domu, nic się nie stało, tak jak Morawieckiemu w restauracji, siedzącemu przy
jednym stoliku z obcymi osobami bez maseczki, choć w owym czasie był wymóg ich
zakładania w takiej sytuacji. Są przy tym tak butni, że nawet nie powiedzą
słowa przepraszam, tylko w żenujący sposób częstują Polaków wykrętami.
Przypomnę. Morawiecki próbował sprawę zbagatelizować, jakoby te restrykcje
to tylko zalecenia. Nie. To nie były zalecenia lecz nakaz.
Ta władza pyszna, zarozumiała, uważająca się za nadludzi
ustanawia dla siebie inne standardy. Więcej mogę, mniej muszę.
I tak Sasin nie musi odpowiadać za marnotrawstwo blisko 70
mln złotych na wybory kopertowe. Nie ma odpowiedzialnego w ministerstwie
cyfryzacji za próbę podszycia się w mailu pod Pocztę Polską, w którym żądano od
samorządów przekazania danych ze spisu wyborców; potem z tej lipnej skrzynki wybory2020@poczta-polska.pl
samorządy odebrały mail w innej sprawie podpisany przez Pawła Głośniewskiego,
zastępcę dyrektora departamentu zarządzania. Kaczyńskiego machloje przy dwóch
wieżach zostały umorzone przez prokuraturę. Tak samo prokuratura umorzyła
postępowanie zniszczenia dowodów z monitoringu w sprawie osławionego wypadku
Szydło. Sprawa antysemickich wpisów neosędziego z neoKRS Dudzicza prokuratura
przeciąga piąty rok, aż się w końcu przedawni. Za trollowisko w ministerstwie
sprawiedliwości Piebiak i jego banda nie odpowiadają. Schab i ziobrowa prokuratura
jest również w tym przypadku opieszała.
A czy ktoś jeszcze pamięta, że ziobrowa
partyjka Solidarna Polska zorganizowała sobie ze środków unijnych konwencją
partyjną, jako rzekomy kongres klimatyczny? Najpierw podwładni Ziobry trzy lata
sprawdzali, sprawdzali i sprawdzali zarzut defraudacji środków, a po wyborach
parlamentarnych w 2019 po cichutku i tę sprawę swojego szefa umorzyli.
Prokuratura Ziobry jest nader łaskawa dla środowisk skrajnie
prawicowych, zwących się dla niepoznaki patriotami. Gdy „patrioci” bili,
opluwali i lżyli podczas Marszu Niepodległości garstkę odważnych kobiet,
prokuratorka nie dopatrzyła się znamion przestępstwa, bo bili „w mało
newralgiczne miejsca ciała”.
Czy w takiej sytuacji, gdy Ziobro steruje prokuratorami
można liczyć na rozliczenie kantów w ministerstwie Szumowskiego? Wątpię. Ziobro
jest po to, by panom nie stała się krzywda.
Nieważne, że trzykrotnie
przepłacono handlarzowi bronią cenę za respiratory (np. za sprzęt firmy Dräger
MZ zapłaciło Izdebskiemu po 200 tys. zł/sztuka, choć ARM bezpośrednio u
producenta wydała tylko 70 tys. za sztukę). Nieważne, że w przytłaczającej większości respiratory nie
zostały dostarczone, a do biznesów wybrano kontrahenta z obciążającą przeszłością. Prócz
zarzutów nielegalnego handlu bronią ciąży na Izdebskim smrodliwa sprawa
oszustwa na szkodę państwowej spółki Zakładów Chemicznych Nitro-Chem.
Nic to, że spółce
handlarza, która w 2020 do czasu podpisania kontraktu wystawiła faktury na jedynie około 50 tys. złotych ministerstwo
zdrowia przekazało zaliczkę w wysokości 160 mln złotych.
Cieszyński z
Szumowskim mogą kupować bezkarnie maski od znajomego narciarza za cenę
parokrotnie wyższą. Przepłacać „patriotycznie” Koreańczykom (zakup miliona
testów na kwotę blisko 125 mln zł), Chińczykom i Turkom za częstokroć nieefektywne testy, a
pomijać polskie firmy. Lubelska Biomaxima opracowała wysokiej jakości test,
który zyskał uznanie francuskiego prestiżowego Instytutu Pasteura, jest też tańszy
(ok. 60 zł, a nie 80, czy 90). Szybszy i stabilniejszy również. Rodzimej,
radomskiej Medicofarmie także niespecjalnie polski „patriotyczny” rząd
poświęcał uwagę, choć cena testu to ok. 53 zł.
Za to furorę (rekordzista dostaw
testów na zamówienie ministerstwa zdrowia) i grubą kasę przy kontraktach robił
pośrednik-importer firma Argenta. Zapewne jedynie przez przypadek jej
założyciel, Sławomir Garlicki, to członek Zakonu Kawalerów Maltańskich, tak jak
Szumowski. No i przypadkowo zupełnie pan Garlicki wchodzi w skład zarządu
Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego – matecznika
ultrakatolickich środowisk pisowskich.
Zamiast wspierać polskie firmy kabzę na
sprowadzaniu testów z zagranicy napchał sobie inny pośrednik – firma Blirt,
której współwłaścicielem i członkiem rady nadzorczej jest Jerzy Milewski,
gdański radny PiS oraz doradca Andrzeja Dudy. Tak w rzeczywistości wygląda „kupuję,
bo polskie” w wykonaniu rządzących.
O kolesiostwie w przyznawaniu grantów firmom powiązanym
rodzinnie przez brata i małżonkę z ministrem Szumowskim nawet nie wspomnę.
A sprawa 150 tys. koreańskich testów, które uległy
zniszczeniu, bo przewożono je w nieodpowiednich warunkach, czyli bez suchego
lodu, chociaż te testy muszą być przechowywane w temperaturze minus 20 stopni Celsjusza.
Rządzący utrzymują, że zawinił przewoźnik. Jednak, co już jest nagminne,
informacją o przewoźniku oraz kosztach transportu (bez wątpienia znacznie
wyższych, niż dostawa z Lublina, bądź Radomia) panowie rasy panów nie
zamierzają się podzielić z opinią publiczną.
Kaczyści, którzy nim doszli do władzy darli się szlachetnie
o transparentności życia publicznego, po dorwaniu się do korytka utajniają
wszystko, co się da. Lasy Państwowe zasłaniają się ochroną kontrahenta, by nie
ujawnić ile wycinają i sprzedają. Neosędzia neoKRS Nawacki – osławiony doktor
Dre – uciekał do pisowskiego prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych, powołując
się na RODO, by nie pokazać swojej niekompletnej listy poparcia. Swój prezes
swojaka w wybiegach oczywiście wspierał tak długo, jak się dało.
Tanie zagrywki
z ukrywaniem majątku, przepisywaniem go tuż przed wejściem do rządu na małżonki
(Morawiecki, Szumiński), by nie trzeba było pokazywać co roku w obowiązkowo
składanych oświadczeniach majątkowych lub zwyczajne zakłamywanie tychże
oświadczeń to też taka pisowska transparentność+. Tu wspomnę jedynie stodołę klasy de lux nieżyjącego już Szyszko i Dworczyka, który „zapominał” o
udziałach w działce, domu , czy spółce lub o dochodzie ze sprzedaży willi.
W takich wypadkach nad spokojem kaczystów służby również czuwają. Tym razem
CBA - dziecko pana koordynatora służb i szefa MSWiA, Kamińskiego. Naturalnie CBA
nie dopatrzyło się „podstaw do wszczęcia kontroli oświadczeń majątkowych Pana
Michała Dworczyka” – oznajmił rzecznik tej formacji, Temistokles Brodowski.
Szkoda, że mniej czujny jest pan Kamiński i przez niego
namaszczeni szefowie, gdy chodzi o finanse w podległych mu instytucjach. CBA
okradzione przez pracownicę „na mrówkę” na kwotę około 5 MILIONÓW złotych.
Przecież to zakrawa na dowcip. Niestety nim nie jest. Przy takiej sumie
zniknięcie z tajnego wydziału policji 255 tys. złotych to nieistotny detal.
Mój „ulubieniec” Ziobro, och, jak on głośno zawsze krzyczał
o transparentności, jest znany z tego, że ignoruje notorycznie pytania
dziennikarzy o środki z Funduszu Sprawiedliwości. Tego funduszu, który ma w
założeniu wspierać ofiary przestępstw lecz jest często wykorzystywany przez
polityków Solidarnej Polski do autopromocji. Pisowski Sejm zmienił podług
zapotrzebowania Ziobry Kodeks Karny Wykonawczy, a reszty dopełnił sam pan Zbyszek rozporządzeniem. Teraz zamiast na pomoc np. ofiarom pedofila, by zabezpieczyć
im warunki bytowe i by nie musiały być zdane na łaskę swego ciemiężyciela,
Ziobro sponsoruje z funduszu CAŁKOWICIE UZNANIOWO, poza jakimkolwiek konkursem kolegów Kamińskiego i Wąsika przy zakupie Pegasusa kwotą 25 mln złotych. Wszak
kolega Wąsik tak lubi podsłuchiwać ludzi. Niech ma.
Wosiowi trzeba było zrobić kampanię na wybory samorządowe.
No to Woś, wtedy zarządzający funduszem, się częstował i rozdawał, jak na
dobrego pana przystało, kasę w swoim okręgu wyborczym. A to szkole na remont
sali gimnastycznej i szatni, a to można strażakom z pompą przekazać wóz
strażacki. Duże, czerwone samochody tak ładnie medialnie się prezentują.
Fundacyjki pociotków Solidarnej Polski pączkują, jak
drożdże, by żerować na funduszu. Nic to, że nie mają doświadczenia w niesieniu
pomocy ofiarom przemocy. Wygrywają, a potem się zwijają, zostawiając potrzebujących
na lodzie. Tak, jak to się stało w Opolu z fundacją Ex Bono. Część z tych
organizacyjek w ramach transakcji wiązanej odwdzięcza się dobroczyńcom robiąc
Ziobrze i partyjnej wierchuszce promocję „on ci najwspanialszy”. Inne organizują konferencje, zjazdy, sympozja
dla Wójcików, czy innych Kowalskich, gdzie
za catering płacą niczym w Ritzu. Jak nie defraudacja środków unijnych to
zawsze się znajdzie źródełko publicznych pieniędzy, do którego można się
przyssać.
A ofiary? A kto by się tam nimi przejmował. No chyba, że
przed kamerami. Wtedy przybierze się minę zatroskanego, głosowi nada
dramatyczny ton i wygłosi kilka pustych frazesów o wielkim zaangażowaniu w
walce o „prawo” i „sprawiedliwość”, o dobro rodaków i o ich potrzeby, by Polska
rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatnio – jak głosił uroczy slogan w czasach
PRL.
Na Podkarpaciu powódź. Pojedzie się, by pokazać w TVP twarz
najlepszego opiekuna. Nie wspomni się oczywiście ni słowem, że systematycznie
od objęcia władzy PiS ograniczał wydatki na utrzymanie i regulację rzek. Od 6,9
mln zł w 2015 do 0,7 mln w 2017 i 0,8 mln w 2018. Jak ujawnił senator Brejza, w
Małopolsce w 2015 wybudowano 30 km wałów, za to za rządów PiS w 2017 i 2018 po 1
kilometrze (słownie: JEDNYM). Grzegorz Furgo przypomniał za to na Twitterze, że w 2018
nowo powołana przez PiS instytucja Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie
zamówiła sobie za blisko 17 mln PLN 200 SUV-ów. Kto bogatemu zabroni?
Dostaliście 500+ kupcie sobie worki z piaskiem, dostaliście
13 emeryturę wesprzyjcie bitą córkę, macie piórnikowe, a nie podobają się
lekcje w TVP, podczas których pani myli obwód ze średnicą koła – zatrudnijcie
korepetytora. Daliśmy. Odczepcie się. Chcemy w spokoju się paść i kręcić duże
lody.
No i się nie przejmujcie, że zadłużamy kraj, robiąc drugą Grecję
albo Wenezuelę. Zresztą i tak wam nie powiemy, jaki jest stan finansów państwa.
Jak niedawno powołany na wiceministra finansów 29-letni gołowąs Patkowski,
kolejny którego arogancja jest wprost proporcjonalna do braku doświadczenia. Butny dzieciuch, opisujący siebie górnolotnie „współczujący
konserwatysta”, gdy w Senacie nie stawił się nikt z rządu na debacie o stanie
finansów państwa miał czelność rzec: „Odpowiemy
na pytania, ale w ramach działań ustrojowych, a nie na każde „widzimisię” marszałka
Grodzkiego”.
Bezczelnością pokrywają strach o pytania w temacie
kreatywnej księgowości uprawianej przez Morawieckiego. A jest się czego bać.
Morawiecki by nie wykazywać deficytu zadłuża Polskę poprzez emisję obligacji
przez Bank Gospodarstwa Krajowego. Obligacje (100 miliardów) żyruje państwo. Kiedyś trzeba będzie je wykupić od
wierzycieli. Co wtedy?
Upchany przez PiS w Narodowym Banku Polskim Glapiński (ten od
kosztownych dwóch blond dwórek) z kolei skupuje obligacje produkowane przez
Polski Fundusz Rozwoju. Ciekawe, jak tam się mają rezerwy złota? Są jeszcze
jakieś? Notabene. Kryzys szaleje, a Glapiński nad wydatkami nie boleje – za
remonty się wziął i złotych kranów w bankowych łazienkach zapragnął. Odrobinę
luksusu mu się należy. Chciał też kupić limuzynę na pełnym wypasie za pół
miliona PLN, ale zdaje się wycofał zapędy, gdy sprawa obiegła media.
Cel nadrzędny przeciągnąć nadchodząca plajtę jak najdłużej.
Tym bardziej, jesli trzeba utrzymać ile się da wypłatę kiełbasy wyborczej. Na
trzynastki dla emerytów już wydrenowali Fundusz Rezerwy Demograficznej. Trzeba również utrzymać się jak najdłużej przy
korycie, by się nachapać ile wlezie. Więcej i więcej.
Dla was pielęgniarki Radziwiłł ma nakaz pracy, czy karmisz
dziecko, czy jesteś samotną matką lub osobą schorowaną. Dla pisowskich VIP i rodzinek nowy pakiet
świadczeń zdrowotnych na wasz koszt podatnicy Mariuszek Kamiński opłaci ze
środków MSWiA. Już nie tylko za pomoc medyczną w nagłych przypadkach, ale i za rehabilitację.
Przybyło bezrobotnych do sporo ponad milion, a ofert pracy, od
których do niedawna uginały się statystyki urzędów pracy, teraz jak na lekarstwo.
Gdy inni muszą zacisnąć pas premier Morawiecki podwyższa pensje dla asystentów
i sekretarzy: premiera, wicepremierów, ministrów i wiceministrów. Wąskie grono
najbliższych współpracowników rządowych notabli będzie się również mogło
cieszyć z nowego dodatku służbowego w wysokości 40% pensji zasadniczej.
To, że PiS odrzucił poprawkę o obowiązkowych cotygodniowych
testach dla pracowników medycznych, ale już VIP-y, jak opisał Newsweek, mogły
się testować poza kolejnością to wręcz trywialny przykład równych i
równiejszych. Drobiazg taki.
Kiedy ludzie boją się o firmy i etaty są wybrańcy z zarządu
budowy Centralnego Portu Lotniczego, co kasują praktycznie za nic miesięcznie
ponad 40 tys. PLN. Co prawda brutto. Biedaczyny.
Polski przewoźnik „Lot” wpada w coraz większe tarapaty, w
Częstochowie plajtuje PKS. Co ciekawe, kierowcy twierdzą, że „PiS zniszczył nam przedsiębiorstwo.
Naszym zdaniem to było celowe działanie” (Dziennik Zachodni, 16 czerwca
2020).
Mimo tego PiS nie rezygnuje z wielkich budów kaczyzmu. Rozmach,
nieważne, że jedynie udawany i bezsensowny, nadaje autokratom sznyt wielkości. W
PRL, Związku Radzieckim, czy III Rzeszy także uwielbiano gigantomanię.
Wygląda na to, że ów rozmach w przypadku CPK jest nadmuchany
niczym balon. Duży i pusty w środku. Milczenie przerwała w końcu rada
społeczna, która powstała przy spółce CPK. Miał to być pomost do dialogu między
budowniczymi, a lokalną ludnością z terenów gmin: Baranów, Teresin i Wiskitki,
na których obszarze ma powstać CPK.
„Nadal nie wiadomo,
gdzie ma być lotnisko. Nie dostajemy od spółki żadnych konkretnych odpowiedzi.
Projekt CPK, wokół którego powstało teraz tyle szumu, w środku z perspektywy
mieszkańców jest pusty. Za tę niepewność ludzie płacą ogromnym stresem. Zależy
nam, żeby wszyscy się dowiedzieli, jak się nas traktuje[…] Po trzech latach
od ogłoszenia tej lokalizacji nic nie posunęło się do przodu poza wrzawą
medialną. Wkurza to nas, bo widzimy, jak to jest naprawdę realizowane, a jak
się przedstawia opinii publicznej.”
To słowa Roberta Pindora,
przewodniczącego rady (za GW, autor: Jarosław Osowski „Bunt przeciw lotnisku.
„Centralny port komunikacyjny to ściema, projekt pusty w środku””)
Tak wygląda państwo PiS realnie. Wydmuszka. Fasadowość. Obietnice.
Kłamstwa. Pozerstwo. Z jednej strony uciszanie niewygodnych, by się nie wydało,
że cesarz jest nagi. Z drugiej cała ogromna machina propagandy i lansu.
TVP
utrzymywane z pieniędzy podatników nawet nie stara się o pozory obiektywności.
Wszystkie materiały o rządzących to same superlatywy, a przeciwników
przedstawia się zawsze negatywnie. Czarno biały obraz.
Najbardziej bulwersuje,
że tuczona ta szczujnia jest z kont wszystkich Polaków, niezależnie jakiej są
opcji politycznej. Za bezczelnie grabione z kieszeni oponentów pieniądze kreuje
się fałszywy do gruntu, wykrzywiony do bólu, przerysowany do maksimum obraz.
Kaczyści są zawsze dobrzy i wspaniali. Choćby popełnili
najgorsze draństwo. Przeciwnikom dorabia się gęby potworów.
Naraź się
władzuchnie czymkolwiek to zostaniesz ubekiem, jego synem, wnuczką, czy dalekim
kuzynem. Oskarżą cię o łapówkarstwo, jak profesora Grodzkiego, czy Marka
Niedźwieckiego. Najczęściej na podstawie anonimów albo, jak w przypadku twórcy
wielkości radiowej „Trójki”, przy pomocy słów kogoś podającego się za muzyka. Bliżej nieznany Tomaldo Banjo zarzucił Niedźwieckiemu wpisem w internetowej otchłani branie łapówek za umieszczenie utworów na Liście Przebojów Trójki. TVP to
podchwytuje, powiela, potem usuwa swój tekst, w jego miejsce wstawia rzewną
historyjkę, jak to biedny szaraczek Tomaldo Banjo wolał wykasować swój wpis,
gdyż „nie chce się teraz ciągać po sądach z Niedźwieckim”. Wieść poszła, błotka
nieco się przykleiło.
TVP momentalnie obsmarowuje na zamówienie. Na przykład profesora Simona, ponieważ ten ośmielił się
krytykować „ewangelistę” Łukasza i rząd „ewangelisty” Mateusza za działania podczas epidemii, a co gorsza
bóstwo, samego Jarosława Kaczyńskiego, za pogwałcenie reżimu sanitarnego podczas składania kwiatów
10 kwietnia pod pomnikiem ofiar katastrofy smoleńskiej.
Obecnie na tapecie „wrogiem publicznym nr 1” jest Rafał
Trzaskowski. Politycy PiS i ich tuba propagandowa nie cofają się przed niczym, by
uderzyć w konkurenta Dudy.
To, co najsmutniejsze. I tu żaden obywatel nie może czuć się
bezpieczny przed wciągnięciem go w młyny i przemieleniem dla politycznej
kalkulacji.
By uderzyć w Trzaskowskiego po wypadku autobusu miejskiego w
Warszawie paskowy w Wiadomościach TVP szalał: „Warszawa: narkomani prowadzą miejskie autobusy”. TVP Info: „Narkomani z niemieckiej firmy za kierownicą
warszawskich autobusów”.
W końcu Cezary Tomczyk 8 lipca napisał na Twitterze:
„Wczoraj Wiadomości i
państwo PiS chciało zniszczyć młodego człowieka. 25 letniego Huberta! Tak.
Chodzi o kierowcę warszawskiego autobusu. Według moich informacji prokuratura
ukrywa wynik badań na obecność narkotyków. Kłamaliście!!!”
Prokuratura później potwierdziła w oficjalnym komunikacie,
że kierowca prowadząc autobus nie był pod wpływem narkotyków.
To jest analogiczna sytuacja, jak w przypadku listonoszy, czy
kierowcy Seicento. Żaden zwykły obywatel nie może czuć się w reżimie kaczystów
bezpiecznie. Może jedynie mieć nadzieję, że uniknie niszczenia w imię dobra
partii i nie stanie się przypadkowo akurat potrzebnym narzędziem w jej ręku.
Czy można się jednak dziwić, iż TVP nie cofa się przed
żadnym świństwem? Nie bardzo skoro zatrudnia na przykład ludzi mających za sobą,
co tu dużo mówić, oszustwa biznesowe. Mowa w tym miejscu o Miłoszu Kłeczku. Tym od ekipy i operatora, który uderzył kamerą w głowę szefową gabinetu marszałka
Grodzkiego. To ten Kłeczek, co przed wyborami na prezydenta Warszawy pytany
przez Trzaskowskiego o nazwisko i redakcję bezczelnie odparł: „Pan nie jest policjantem, żeby do mnie
mówić w ten sposób. Pan sobie wygugluje”.
Ów Kłeczek miał firmę Dixon. Inna firma UrbanCar chciała
wejść w kontakty biznesowe, wpłaciła zaliczkę. Sprawa nie wypaliła, ale Kłeczek
nie był skory do zwrotu pieniędzy. Mimo
wyroku sądu i egzekucji komorniczej, zresztą umorzonej z powodu niemożności
ściągnięcia pieniędzy, choć Kłeczek to podobno majętny człowiek. Dziś ten Kłeczek prowadzi w TVP krucjatę przeciwko sądom
i sędziom w programie „Kasta”, który to program już parokrotnie został
ośmieszony z powodu mocnego mijania się w przedstawianych materiałach z
faktami.
Tacy to ludzie, o bardzo wątpliwej reputacji, pracują w
publicznej telewizji. A nie jest on odosobnionym przypadkiem. Można wspomnieć
choćby Poszwińskiego, ściągniętego do TVP w ramach wybitnych zasług i
doświadczenia na gruncie zmasowanego hejtu w sieci.
Przyznam, że nie przypominam sobie żadnej innej formacji po
1989 roku, która by w tak nachalny sposób uprawiała równocześnie samochwalstwo. Skala tego
przekracza wszelkie znane dotąd rozmiary.
Najśmieszniejsze, że ta rozdmuchana autopromocja dotyczy często
tego, co należy, za przeproszeniem, do zafajdanych obowiązków chwalipięt. To
tak, jakby pracownik się puszył na lewo i prawo oraz oczekiwał uznania,
albowiem był łaskaw pójść do pracy. Groteska.
Najweselej jest jednak, gdy pęd do natrętnego lansowania
kończy się sromotną klapą.
Wszyscy chyba pamiętamy, jaka rozpętała się medialna ofensywa
14 kwietnia na Okęciu z powodu lądowania największego samolotu transportowego
na świecie – ukraińskiego An-225 Mrija. Te pełne ekscytacji relacje, wypieki na
twarzy. Na płycie komitet powitalny. Morawiecki, Sasin, prezesi: Marcin
Chudziński z KGHM Polska Miedź i Jan Majewski z Lotosu - szefowie firm
sponsorujących dostawę.
Wzniosłe słowa premiera: „Tutaj przybywa około 80 ton towarów. To bezprecedensowy transport,
który będziemy w najbliższych tygodniach powielać, będziemy ściągać jak najwięcej
sprzętu”, a rozgrzane do czerwoności TVPinfo tweetowało: „Polskie firmy jak np.
@kghm_sa pokazały, że państwo może być pomocne i skuteczne w działaniu.
Pamiętajmy, że koalicja #PO-PSL miała zamiar oddać w obce ręce nasze „perły w
koronie” jak np. @GrupaLOTOS, @Grupa_Azoty”.
Wkrótce po wielkiej fecie znawcy tematu zaczęli szybko przeliczać
i porównywać koszty przelotu z Chin. Potężna machina mogąca zabrać 250 ton ładunku, jak szacują
eksperci, to wydatek około 3 milionów dolarów, wynajęcie na tej trasie dwóch
mniejszych An-124, które łącznie potrafią unieść 300 ton byłoby o jakiś milion
dolarów tańsze.
No ale nie byłoby takiej siły propagandowego rażenia. A tu
przecież nie o racjonalność chodzi, zwłaszcza wydając nie swoje pieniądze, lecz
o rzecz o wiele „ważniejszą” - pozytywny obraz władzy, sprawnej i
działającej z rozmachem. Na marginesie. Koszt transportu KGHM utajnił
zasłaniając się tajemnicą handlową.
Obraz wielkiego sukcesu posypał się, kiedy dziennikarz
wrocławskiego oddziału Gazety Wyborczej zaczął temat drążyć i okazało się, że spektakularnie
sprowadzone maseczki, na które KGHM wydała miliony z publicznych pieniędzy nie
posiadają stosownych certyfikatów. Co gorsza. Środki w założeniu ochronne, nie
przebadane pod kątem ich skuteczności i bezpieczeństwa zostały skierowane prościutko do jednostek służby zdrowia.
Do ilu ludzi dotarły informacje o tym skandalu? Zapewne nie do tak
dużej grupy, jak pompatyczny obraz z przywitania kolosa. I o to chodzi.
Megalomania się opłaca.
TVP kształtuje umysły milionów Polaków sprzedając im
wypaczony obraz rzeczywistości. Czyż można się dziwić, że przy takiej masie
skandali wyprodukowanych przez PiS dalej potężna część obywateli popiera
złodziejskie rządy dyletantów?
Nawet jeśli przedostaje się do świadomości jakaś wątpliwość
to TV Jacka Kurskiego momentalnie zaczyna intensywną kampanię anty-narracji.
Wybielania, wykręcania kota ogonem, sprzedaży tematu zastępczego,
bezpardonowego ataku na dostawcę niewygodnych treści robiąc tym odbiorcom przysłowiową
wodę z mózgu.
Tak było przy skandalu z nagrodami Szydło, z lotami Kuchcińskiego,
czy wreszcie z zachowaniem 10 kwietnia niekorowanego władcy Polski,
Kaczyńskiego, co wspaniale podsumował Kazik treścią piosenki:
„TWÓJ BÓL JEST
LEPSZY NIŻ MÓJ”
Na jednym wydechu zatrudnieni w TVP brutalnie atakowali
matkę Justyny Pochanke z TVN24 (miała pecha, że akurat jej przypadł dyżur),
ponieważ stacja ośmieliła się w wielkanocny weekend wypuścić dwa materiały
krytykujące satrapę Kaczyńskiego pod pomnikiem i na cmentarzu zamkniętym dla maluczkich, a jednocześnie rzucali na ratunek wizerunkowy Kaczyńskiego. Pereira
publikował paragony za kwiaty, jakby miały one jakiekolwiek znaczenie w
sytuacji, gdy jeden człowiek w Polsce może wszystko, mimo, że jest zwykłym
szeregowym posłem.
Bez trybu to nowy rodzaj rządów w nadwiślańskim kraju.
Policja tak zaangażowana w karanie zwykłych Polaków nie
tylko nie reagowała, gdy w Warszawie pod pomnikiem świta Jarosława Samozwańca
łamała wprowadzone reguły sanitarne lecz równie czynnie włączyła się w
obronę „narodowego skarbu”.
Nieistotne było, że gwałciła przy tym twarde fakty,
manipulując, jakoby uczestnikom wolno więcej, gdyż wykonywali czynności
służbowe związane z piastowanym stanowiskiem. Wśród zgromadzonych byli obecni
ludzie nie pełniący żadnych publicznych funkcji, jak choćby Jan Maria Tomaszewski,
czy były poseł Dariusz Seliga. No chyba, że za państwowy urząd uznać bycie
kuzynem Kaczyńskiego.
Samozwaniec 18 kwietnia, w rocznicę pogrzebu brata, pojawił się również na Wawelu. Kiedy wszyscy
Polacy mieli prawo wychodzić z domu tylko w celu załatwienia niezbędnych
potrzeb i tu Kaczyńskiego nie obowiązywały wprowadzone reguły. Pojechał
sobie kilkaset km, bo jemu wolno wszystko. Jego potrzeby pozostają poza trybem.
Policja, ani tym bardziej sanepid nie nałożyły kary za złamanie zakazu
przemieszczania.
Za to pozakonstytucyjnemu władyce „wdzięczny” lud finansuje
nie tylko ochronę osobistą, którą PiS opłaca z subwencji partyjnej, a ta jest
pokrywana ze środków publicznych. Płacimy, by „Jutrzenka Polski” spała
spokojnie. Domu Kaczyńskiego, którego paranoja zaczyna się najwyraźniej
pogłębiać, strzeże równocześnie sześciu policjantów. Czterech mundurowych i
dwóch po cywilu. Z ustaleń TVN24 wynika, że zmieniają się co osiem godzin, a z
prostej arytmetyki daje to 18 funkcjonariuszy na dobę.
Nawet skrzynka pocztowa na płocie Kaczyńskiego to dobro
najwyższe, ochraniane własną piersią przez wiernych gwardzistów w mundurach
Polskiej Policji przed wrażymi siłami zła w postaci podłych prześmiewców z „Lotnej
Brygady Opozycji”. Nie dość, że wcześniej to oni nagłośnili, iż prezes pan
takowej wbrew wymogom nie posiada, czym zmusili maltretowanego Jarosława
Wielkiego do naprawienia niedopatrzenia to jeszcze, gdy wreszcie drogocenna szkatuła
na korespondencję majestatu pojawiła się na ogrodzeniu, chcieli popełnić
kolejny haniebny czyn. Występek ten miał polegać na próbie włożenia do świeżo
zainstalowanej szkatuły kartki z dwoma pytaniami: „Jarek, czy był zamach?” oraz „Gdzie
jest wrak”. Na szczęście na miejscu był policjant, który uniemożliwił dokonanie
zamachu na skrzynkę najwyższego majestatu.
Na bezwstydne uwagi wrogiego elementu, że „Policja nie jest od tego, żeby pilnowała skrzynek na listy”
usłyszeli od dzielnego funkcjonariusza:
„Pilnuję skrzynki. To jest moje hobby takie, powiedzmy”
Za dwa dni wybory.
Jeśli
nie chcesz, by Polska dalej osuwała się w przepaść dyktatury jednego człowieka
i jego dworu - daj sobie szansę na zmianę.
Jeśli uważasz za
szkodliwe, że już prawie wszystkie instytucje i organy państwa zostały
zmonopolizowane przez jedną formację - daj sobie szansę na przerwanie tego i na zmianę.
Jeśli nie chcesz, byście
Ty, czy Twoje dzieci musieli uciekać z Polski, bo nie pasujecie do szablonu, w
jaki chcą Was wcisnąć zamordyści-kaczyści daj sobie szansę na zmianę.
Komentarze
Prześlij komentarz