Przejdź do głównej zawartości

Alicja w Pislandii – krainie czarów doby pandemii Część druga Dyktatura Odcinek pierwszy „Co masz w baku pokaż rodaku”







Alicja w Pislandii – krainie czarów doby pandemii
Część druga
Dyktatura

Odcinek pierwszy
„Co masz w baku pokaż rodaku”

„ „Lepsizm” pana prezesa słyszałam już parę razy. Wtedy kiedy wchodził na ten cmentarz, kiedy ja wejść nie mogłam. Bo wtedy jego ból był większy od mojego. Na ten sam cmentarz, na którym leży moja matka ofiara katastrofy smoleńskiej. On wszedł składać kwiaty swojej matce i swojemu bratu, a inni nie mogli. A teraz śmie mnie wyzywać”
Posłanka Barbara Nowacka w Sejmie Rzeczpospolitej Polskiej  4 czerwca 2020 roku.


Takimi słowy opisała prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego po tym, gdy po raz kolejny pozwolił sobie na wyzywanie opozycji. Tym razem od chamskiej hołoty. Prowadzący obrady Ryszard Terlecki, wierny aparatczyk Kaczyńskiego, wyłączył Barbarze Nowackiej mikrofon, by słowa prawdy nie mogły dotrzeć do obywateli Rzeczpospolitej Polskiej. Ocenzurował ją, tak jak PiS próbuje od dawna cenzurować wszystko, co jest tej wypaczonej władzy niewygodne.

CENZURA

jest nieodłącznym elementem każdej autorytarnej, zamordystycznej władzy. Taka władza nie znosi i boi się nie tylko krytyki. Despoci tłumią głos prawdy, by ich kłamstwa nie zostały obnażone. Kłamstwa, którym poświęciłam gros miejsca w poprzedniej podróży Alicji po Pislandii chaosu i wiele jeszcze poświęcę.

Ta cenzura nie zaczęła się w tym roku, tylko teraz w czasie kryzysu jest coraz jaskrawiej widoczna dla szarego obywatela. Nawet dla tych, którzy wcześniej jej nie dostrzegali, gdy polska policja zastraszała opozycję uliczną stawiając jej absurdalne zarzuty, by uciszyć aktywistów – zarzuty dla choćby dziewczyn z Podwórkowej Samby za używanie w środku miasta, przy ruchliwej ulicy tam-tamów, co miało rzekomo naruszać ustawę o ochronie przyrody; kiedy aresztowano rzutnik, przy pomocy którego chciano wyświetlić pierwszą część filmu o pedofilach w sutannach braci Sekielskich; kiedy polskie służby pilnowały pomników, pomniczków i innych obelisków, by „niebezpieczne siły wichrzycielskie” nie ubrały owych figur i figurek w koszulki z napisem „Konstytucja”. Wielu polskich obywateli nie dostrzegało, bądź dostrzec nie chciało, gdy Ziobro i jego janczarzy pacyfikowali głos niezależnych prokuratorów, a potem za pomocą tzw. ustawy kagańcowej głos sędziów, którzy nie chcą chodzić na pasku władzy. Przykładów kneblowania bez liku.

Naturalnie nie mogło tym bardziej zabraknąć pędu do uciszania niewygodnych głosów w czasie szalejącej epidemii koronawirusa.

Szpital w Nowym Targu zwolnił dyscyplinarnie położną Renatę Piżanowską, za jej wpis na Facebooku. Pani Renata zamieściła zdjęcie swoich rąk i napisała: „Tak wyglądają moje ręce po 12 godzinach pracy, zeżarta skóra od płynu dezynfekcyjnego… Tak wygląda moja maseczka, którą zrobiłam sama, kiedy nie miałam co ubrać, czym się zasłonić, żeby pochylić się nad pacjentką, która potrzebowała mojej pomocy. Tak więc Panie prezydencie Andrzej Duda nie mamy wszystkiego, jak widać.[…]”

Gdy sprawa stała się głośna położna otrzymała od dyrektora placówki, Marka Wierzby, ofertę powrotu do pracy pod warunkiem podpisania klauzuli milczenia, w tym milczenia o przywróceniu do pracy, zakazu wypowiadania się w mediach oraz poświadczenie w podsuniętym przez dyrektora gotowcu, że ubolewa mocno, iż wcześniejsze jej informacje w mediach społecznościowych były fałszywe. Zachowanie dyrektora z Podkarpacia – pisowskiego zagłębia – jest groteskowe, bo sam szpital w tym samym czasie, co wpis położnej poszukiwał gorączkowo w Internecie maseczek.

16 marca br. ratowniczka Marta Kołnacka na Facebooku opisała, jak wyglądała izolacja zespołu karetki po kontakcie z pacjentem podejrzanym o infekcję koronawirusem. Siedzieli 34 godziny. Po nagłośnieniu jej wpisu na FB to życzliwi postronni ludzie dostarczyli ciepły posiłek, kierowniczka stacji przyniosła własnoręcznie zrobione kanapki. Z biura dyrektora słyszeli, że załatwia obsłudze catering. Catering, który nigdy nie dotarł do izolowanych. Za to do pani Marty dotarło pismo z dnia 24 marca 2020 r. o wypowiedzeniu. Jego zdjęcie opublikowała 1 kwietnia tego roku. Wypowiedzenie dostała osoba, która przez siedem lat pracy nigdy nie otrzymała żadnej nagany albo kary za złe wykonywanie swoich obowiązków. 2 kwietnia, gdy sprawa stała się mocno medialna dyrektor Karol Bielski wycofywał się rakiem ze swojej decyzji.

Sytuacja miała miejsce w Warszawie. Na ten bulwersujący incydent zareagował Prezydent Rafał Trzaskowski: „Takie sytuacje, jak ta mogą wywołać tylko jedną reakcję – to nie może się powtórzyć.” Miasto przygotowało dla ratowników miejsca na Mokotowie, Woli i Pradze, dokąd obsługa karetek w sytuacji, jak wyżej opisana mogli się udać, by tam w godziwych warunkach spędzić czas izolacji.
Dyrektor Bielski twierdził, że ratownicy mieli dostęp do łóżek polowych przy ul. Woronicza. A nawet do stolika, krzeseł, kuchenki i sanitariatów. Tylko dlaczego w takim razie sam dyrektor powiedział „Chyba nie byliśmy do końca przygotowani na taką skalę działań.”?

Wszystko, jak zwykle spóźnione, choć zbawca Szumowski, zwany przez niektórych ewangelistą, twierdził i twierdzi cały czas na swoich ulubionych prasowych konferencyjkach, że jest świetnie, a nawet jeszcze lepiej. Pan Kraska, wiceminister  w resorcie zdrowia, też nie miał sobie nic do zarzucenia (był jedynie zdziwiony postępowaniem dyrekcji placówki), choć jako nadzorujący pogotowia ratunkowe powinien zadbać o przygotowanie szefów podległych mu jednostek na takie ewentualności. Tym bardziej, gdy w owym czasie można już było całkiem nieźle przewidywać co może się wydarzyć na podstawie doniesień i doświadczeń innych europejskich krajów. No ale to już standard wśród pisowskiej nomenklatury, że oni, jak długo się da to robią słodkie oczka, choć dla wywołania efektu zapracowania często podkrążone, szepcząc czule do kamer: „w Polsce sytuacja jest opanowana”… aż coś gruchnie. Wtedy wszyscy inni są winni tylko nie władze centralne.

Same władze centralne decyzją wiceminister zdrowia Józefy Szczurek Żelazko próbowały zamknąć usta konsultantom wojewódzkim ds. epidemiologii oraz personelowi placówek szpitalnych podległych ministerstwu. Owa wiceminister w piśmie kierowanym do nich zakazała im publicznych wypowiedzi o sytuacji, np. o braku środków zabezpieczających personel, brakach sprzętu, liczbie zgonów i infekcji. Wg tej pani prawo do wypowiadania się ma tylko konsultant krajowy w porozumieniu z Ministerstwem Zdrowia i Głównym Inspektorem Sanitarnym, czyli Pinkasem, którego wyczyny opisywałam w części pierwszej. Pani minister chciała ograniczyć przekaz informacji również  pracownikom Narodowego Centrum Onkologii w Warszawie. No jasne. Po co opinia publiczna miałaby się dowiedzieć o katastrofalnej sytuacji, chaosie, brakach, nieporadności  wywołanych nieudolnością rządzących, to by zaburzało chwalipięctwo i kłamliwą propagandę sukcesu uprawianą przez nich do kamer.

Naturalnie, że w interesie rządzących jest uciszać słowa o tym, co się faktycznie dzieje, jak choćby słowa prof. Roberta Flisiaka, prezesa Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych: „Szpital z powodu niedofinansowania i obcinanej inwestycji nie posiada oddziału intensywnej opieki. Transport sanitarny jest źle zorganizowany, karetki wyrzucają na izbie przyjęć pacjentów, którym ktoś na skierowaniu bezzasadnie napisał COVID-19 i uciekają. Jeśli wymagają intensywnej opieki odmawia się transportu do właściwej jednostki bez wykluczenia choroby, co można zrobić zwykle po kilkunastu godzinach. Ilu pacjentów umrze z powodu bałaganu i paniki, tego nikt nie liczy. System jest już niewydolny, a to dopiero początek epidemii”.
Tak się właśnie kończy bezmyślne rozdawnictwo kiełbasy wyborczej, by utrzymać władzę – permanentnym niedofinansowaniem instytucji publicznych, jak choćby służby zdrowia, a co za tym idzie jej niewydolnością.


CENZURA  BEZ  SZYKAN  BYŁABY,  JAK  PITBULL  BEZ  ZĘBÓW

Szykany, jakie dotknęły położną z Nowego Targu, czy ratowniczkę z Warszawy nie są jedynymi.
3 kwietnia br. krakowski radny i pracownik sanepidu, Andrzej Hawranek, dostał naganę od Jarosława Foremnego – dyrektora Wojewódzkiej Stacji Sanitarno - Epidemiologicznej. Naganę za dwa wpisy na Twitterze z dnia 1 kwietnia:
1. „Śmiech przez łzy, w Krakowie, prawie milionowym mieście, wykonuje się ok. 270 testów/dzień, dane z WSSE i nie jest to 1 kwietnia…”
2. „Już nie aktualny wpis o ok.270 testach/dzień w Krakowie, obecnie nie wykonuje się ich w ogóle, brak odczynnika…”
Takie były fakty ustalone przez Gazetę Wyborczą i potwierdzone mailowo przez rzeczniczkę Sanepidu – brakowało zestawów do izolacji kwasów nukleinowych.

Szykany w zamordystycznej Pislandii za relacjonowanie faktów, a nawet za niewygodne władzy pytania dotykają nie tylko medyków, bądź pracowników sanepidu, który w całości przeszedł pod zarząd mianowanych przez kaczystów wojewodów. Prokuratorów pytających o zabezpieczenia dla nich przed COVID-19 szef Prokuratury Okręgowej w Warszawie skierował na tzw. dyżury sekcyjne, czyli do prosektorium. A nuż się trafi jakiś denat z koronawirusem…
Ten wódz okręgówki to Paweł Blachowski, jego kariera za Ziobry mocno przyspieszyła. Znany między innymi z tego, że gdy pełnił obowiązki szefa prokuratury okręgowej na warszawskiej Pradze odebrał sprawę nieopublikowania przez Beatę Szydło wyroku Trybunału Konstytucyjnego prokuratorowi, który wszczął śledztwo za ten delikt. Potem było tradycyjne umorzenie.

Pisząc o prokuraturze nie sposób nie wspomnieć o sprawie prokurator Ewy Wrzosek, która 23 kwietnia tego roku wszczęła śledztwo W SPRAWIE zawiadomienia złożonego przez prywatną osobę o możliwości „sprowadzenia niebezpieczeństwa zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób poprzez przedsięwzięcie działań mających na celu przeprowadzenie wyborów Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej w 2020 r. w okresie ogłoszonego na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 20 marca 2020 r.”,  czyli rozporządzenia o stanie epidemii wywołanej zarażeniami koronawirusem. Wszczęcie „W SPRAWIE” nie oznacza konsekwencji w postaci aktu oskarżenia, są to czynności wyjaśniające, czy mogło dojść do przestępstwa zgłoszonego w zawiadomieniu. Mimo to sprawę jeszcze tego samego dnia odebrano prowadzącej. Przejęła ją przełożona Ewy Wrzosek – prokurator Edyta Dudzińska, która postępowanie momentalnie umorzyła. Nie wolno było pozwolić, by na przesłuchania zostali wezwani głowni inżynierowie organizacji majowych pseudo wyborów, bonzo Sasin albo sam Morawiecki.

W dyktaturach służby tzw. opresyjne nie są po to, by czynić krzywdę lub niedogodności tym u steru.

Oczywiście już następnego dnia, 24 kwietnia, wszczęto wobec prokurator Wrzosek postępowanie dyscyplinarne. Wniosek o dyscyplinarkę skierowała prawa ręka Ziobry i główny boss od szykan wobec niezależnych prokuratorów - jego wysokość  Prokurator Krajowy Bogdan Święczkowski. Co ciekawe. W takich sprawach najpierw wszczyna się postępowanie wyjaśniające prowadzone w adekwatnej prokuraturze okręgowej, by obwiniany prokurator mógł się ustosunkować do zarzutów. Tu nie tylko, iż od razu przystąpiono bez wyjaśnień do robienia dyscyplinarki Ewie Wrzosek to jeszcze uczyniono to na bezpośredni rozkaz, który przyszedł z samej góry.
Jest to ewidentny przykład, że szykany i zastraszanie jest sterowane centralnie. Takie odgórne akcje mają zastraszyć nie tylko tych na najniższym szczeblu, ale także szefów jednostek podległych władzuchnie. Obojętne czy będzie to sanepid, prokuratura, szpital, czy polskie radio.

Porządnie wytresowani partyjni nominaci, powołani do kierowania placówką będą w lot odczytywać nawet niewypowiedziane życzenia zamordystów i podejmować miłe juncie decyzje.  Tak tworzy się w dyktaturach całą maszynerię opresyjną. Za należyte wykonywanie podłości czekają nagrody, za sprzeciwienie się nieposłuszny zostanie ukarany, wygnany ze stanowiskowego raju i pozbawiony fruktów.
Próba zdjęcia z pierwszego miejsca Listy Przebojów piosenki Kazika „Twój ból jest lepszy, niż mój” to właśnie wyraz gorliwego działania Tomasza Kowalczewskiego i uprzedzania życzeń. Dyrektor Trójki był, za przeproszeniem, obfajdany ze strachu na myśl, jak zareaguje satrapa Kaczyński oraz satrapy dworzanie.
Zniszczenie tą nadgorliwością Trójki jest przykre. Przypomnę, że w efekcie działań Kowalczewskiego odszedł nie tylko Marek Niedźwiecki, ale także wielu innych, w tym Hirek Wrona, czy Marcin Kydryński. Mimo słusznego oburzenia radiosłuchaczy demolka w rozgłośni nie zagraża zdrowiu i życiu.

Niestety armia wytresowanych urzędników dbająca bardziej o wizerunek i korzyści przełożonych, niż ludzi może przyczynić się do bezpośredniego sprowadzenia zagrożenia owego zdrowia i życia. Pod koniec kwietnia w gminie Szydłowiec zakończyła się skandalem pomoc niesiona przez Wojska Obrony Terytorialnej. Dowódcy nie poinformowali samorządowców, że sześciu żołnierzy tej formacji jest zarażonych koronawirusem.  Dowództwo naturalnie zaprzecza. 
Tomasza Molga ( tekst z 24 kwietnia na Wirtualnej Polsce) dotarł do jednego z żołnierzy, który powiedział: „Dowódcy kazali nam milczeć, nawet gdy było już wiadomo, że wśród nas jest osoba zarażona. Kilku chłopaków, podejrzewanych o kontakt z chorym zostało wywiezionych z miejsca stacjonowania oddziału. Później na odprawie padło, że batalion ma funkcjonować normalnie i żebyśmy sobie nie wmawiali, że jesteśmy chorzy. Teraz wielu mieszkańców ma do nas żal, że wsadziliśmy ich na minę”.
Ukochane dziecko Macierewicza, nachalnie lansowane od wybuchu epidemii przez Błaszczaka, by udowodnić sceptykom przydatność WOT. Czy dowódcy nakazali podwładnym milczeć, by nie zaszkodzić tej kampanii reklamowej? Nawet, gdyby oznaczało to ryzyko dla mieszkańców Szydłowca?


W dyktaturach, dyktaturkach, we wszelkich systemach dążących do autokratycznego jedynowładztwa  szykany mogą spaść na absolutnie każdego. Nikt nie może być pewny swego losu, gdyż w każdej chwili wola despoty może go wciągnąć w wir wydarzeń.

Tak stało się z listonoszami, gdy prącym za wszelką cenę do wyborów w maju kaczystom zachciało się posłużyć Pocztą Polską do ich politycznych gierek. Dwa tygodnie przed planowanymi wyborami udało się dziennikarzowi „Czarno na białym” porozmawiać anonimowo z listonoszem o 25-letnim stażu. Dlaczego anonimowo? Listonosze również dostali od szefostwa nakaz „żeby się nie wypowiadać na temat warunków panujących na Poczcie”, czyli ich strachu przed zakażeniem siebie, rozniesieniem infekcji, totalnego braku informacji o procedurach, jakich mieli stać się wykonawcami, cyt. „nikt nawet nie wie, jak te koperty mają wyglądać”.

Za głośną krytykę tego w co Sasin z woli Kaczyńskiego wciągnął pocztowców zapłacił Piotr Moniuszko, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty. Chociaż z powodu epidemii wstrzymano w kraju wszystkie eksmisje, jego za obronę pocztowców przed podłymi pomysłami władzy zmuszono, aby w kilka dni opuścił zajmowane mieszkanie należące do poczty. Instytucja naturalnie twierdzi, że wyrzucenie z mieszkania ojca wychowującego samotnie syna nie ma nic wspólnego z jego działalnością, tylko to konsekwencja wygaśnięcia w lipcu zeszłego roku umowy najmu. Kontrowersje z przedłużeniem umowy wynikły na gruncie opłaty za czynsz, którą podniesiono z 6,30 zł za metr kwadratowy do 10 zł, choć stawki lokalne dla nowych mieszkań wynoszą 12-13 zł, dla komunalnych po kapitalnym remoncie 5,60 zł, a pan Moniuszko zainwestował w pocztową ruinkę, by się nadawała do mieszkania 50 tys. zł. Poczta do zwrotu poniesionych nakładów naturalnie też się nie poczuwa (za tekstem Magdy Nogaj na wrocławskiej Wyborczej). 
Na jesieni zeszłego roku zwolniono związkowca dyscyplinarnie za wpis na FB o bardzo złej kondycji finansowej Poczty Polskiej, choć jakiś czas później te informacje potwierdziło rządowe Centrum Analiz Strategicznych. Wmanewrowanie przez Sasina i PiS operatora w koszty związane z kopertowymi wyborami tej spółce skarbu państwa na pewno finansowo nie pomogło.

Czytając o tym, co wyprawia publiczna instytucja z Piotrem Moniuszką nasunęła mi się od razu postać Sebusia Kalety, który dla kariery lansuje się, jak poprzednio Patryk Jaki, na dzikiej reprywatyzacji. Jakże oni zawsze głośno zawodzą o złodziejskich stawkach czynszu narzucanych, by pozbyć się niechcianych lokatorów. A tu proszę. Podległa Sasinowi instytucja stosuje podobne metody. Ciekawe, czy na wyremontowane przez Piotra Moniuszkę mieszkanie już jest przewidziany nowy lokator? Czyjś pociotek?

Z kronikarskiego obowiązku. Kiedy oczy słoneczka narodu zwróciły się ku Poczcie Polskiej, jako wykonawcy jego poronionych pomysłów, prezes Przemysław Sypniewski , doświadczony menedżer w branży przesyłek i logistyki, nie zapłonął należytym entuzjazmem. Zwolniono go więc, a zastąpił go wice Błaszczaka (MON) – Tomasz Zdzikot. Kilka dni temu się okazało, że wbrew temu, co przez całe tygodnie wisiało na stronie poczty, Zdzikot nie został prezesem. Był jedynie pełniącym obowiązki. Teraz nasza polska chluba branży kurierskiej szuka nowego szefa.

Nauka do zapamiętania: w dyktaturach nie wolno nie tylko podważać i krytykować władyków, należy z radością i promiennym uśmiechem na licu realizować każde polecenie. Choćby najgłupsze.

O wielkim szczęściu mogą mówić ci, co śmieli opisać rzeczywistość Pislandii, a jedynie zostali przez rasę panów z genem pis publicznie napiętnowani. Do takich szczęśliwców należy bohaterka reportażu Pawła Kapusty, zamieszczonym na WP. Pielęgniarka opowiedziała o frustracjach obsługi szpitala powiatowego, który miał zostać przekształcony w tzw. szpital jednoimienny, czyli dla osób zakażonych koronawirusem. O braku przygotowania w odpowiedni sprzęt ochronny. Wreszcie z goryczą wspominała obrzydliwe reakcje rodaków, gdy rok temu pielęgniarki żądały podwyżki. Rzeczą niedopuszczalną dla niejakiego Filipa Rdesińskiego (z rasy panów z genem pis) były słowa, że pielęgniarka, matka trójki dzieci nie ma pieniędzy, bo zarabia 3,5 tys. i dlatego, choć swej pracy nie znosi to jej nie zmieni.

„Pan” na FB palnął kobiecie mówkę umoralniająco-pouczającą. Było oczywiście i o powołaniu w imię lepszej wspólnotowej sprawy, światła porada, by się przekwalifikowała, sugerował również, że mogą ucierpieć pacjenci. Gdy wpis wywołał falę oburzenia usunął go.

Rdesiński od lipca 2018 do czerwca 2019 był prezesem Polskiej Fundacji Narodowej. Tak. Tej narodowej skarbonki sponsorowanej przez spółki, nad którymi łapę trzyma państwo, a która znana jest z szeregu bulwersujących projektów. Bulwersujących w warstwie zarówno merytorycznej, jak i finansowej. Od jachtu, który miał rozsławiać imię Rzeczpospolitej, a gdzieś tam teraz leży porzucony i złuszcza się na nim farba, przez kłamliwą kampanię bilbordową godzącą w polskich sędziów po tuczenie person z Hollywood i innych amerykańskich firm, by promowały kraj nad Wisłą.  Skutki promocji są nader opłakane, za to wystawiane faktury wyjątkowo pokaźne. Jeden z takich podmiotów, agencja PR White House Writers Group, pochłonął 27 mln PLN.
Na koniec 2018 PFN liczył 36 pracowników etatowych, koszty wynagrodzeń za ten rok wyniosły 4,37 mln zł. Daje to średnio na głowę ponad 10 tys. zł miesięcznie. Ile zarabiał sam „pan” prezes? 
Od września Rdesiński przeskoczył na wiceprezesa Lotos Terminale. Były prezes Lotosu, Jastrzębski, zgarnął (wraz z nagrodami) za 2017 łącznie 1 292 506,95 zł. Ile zarabia Rdesiński, biedny wiceprezes jednej ze spółeczek wchodzących w skład grupy Lotos? Połowę apanaży Jastrzębskiego? Myślę, że przynajmniej dziesięciokrotność zarobku pielęgniarki, którą był łaskaw pouczać i strofować.

I  TY  KOWALSKI  MORDA  W  KUBEŁ

Nic chyba nie pokazało jaskrawiej do jakiego zamordyzmu kaczyści doprowadzili w Polsce, niż skandaliczne zachowania policji w czasie epidemii.
Nikt nie kwestionuje, że należało wprowadzić ograniczenia. Tylko, jak zwykle wic jest pogrzebany w szczegółach. Między racjonalnymi ograniczeniami, a nadużyciami istnieje cienka granica. Polskie władze ją grubo przekroczyły.

Przede wszystkim już sam sposób wprowadzenia zakazów rozporządzeniami budził wątpliwości konstytucjonalistów, czy byłych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Konstytucja RP mówi wyraźnie, że można wprowadzić ograniczenia ale ustawą (art. 31 ust. 3). Powoływanie się rządzących i funkcjonariuszy aparatu opresji na ustawę o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi z 2008 r. jest w odniesieniu do zaordynowanej Polakom skali represyjnych reguł nieuprawnione. Z jednego zasadniczego powodu. OGRANICZENIA to nie ZAKAZY, a rządzący wprowadzili w wielu obszarach praw i wolności obywatelskich całkowity zakaz. Ten niuans jest fundamentalny i właśnie on decyduje, że te regulacje są niekonstytucyjne. 
Wspominany wyżej art. 31 ust. 3 zawiera na końcu kluczowe sformułowanie: „Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw”. Całkowity zakaz narusza istotę wolności i praw w stopniu niedopuszczalnym.

Takim całkowitym zakazem było zamknięcie Polaków w domach i odebranie im prawa do swobodnego przemieszczania się po terytorium RP, gwarantowanego art. 52 ust. 1 KRP. Ustanowione od niego wyjątki były tylko nielicznymi wyjątkami w permanentnym, ogólnokrajowym zakazie.
Gdyby ktoś miał wątpliwości to zacytuję fragment rozporządzenia Szumowskiego z dnia 24 marca 2020 r.: „zakazuje się na obszarze Rzeczpospolitej Polskiej przemieszczania się osób przebywających na tym obszarze, z wyjątkiem”.

Tydzień później kaczyści zafundowali Polakom jeszcze więcej zakazów. Należało do nich np. całkowicie bezmyślne ustalenie dopuszczalnej liczby klientów w sklepie, nie w przeliczeniu na powierzchnię sklepu tylko od ilości kas. Efekt: w dużym sklepie z tylko dwoma kasami mogło przebywać równocześnie jedynie sześciu klientów, a w mikroskopijnym kiosku trzech.

Niektóre z nich były wyjątkowo absurdalne, jak choćby zakaz wejścia do lasów, parków, na plaże. Wiadomo przecież, że świeże powietrze i aktywność fizyczna osłabiają układ odpornościowy i są najlepszym sprzymierzeńcem wirusów – kpię, muszę, bo się uduszę. Na początku kwietnia wstrząsnęło mną, gdy jednego dnia pojawiły się na Twitterze dwa filmiki. Pierwszy z Frankfurtu nad Menem pokazywał ludzi siedzących na kocach w parku i niemiecką policję wylewnie dziękującą obywatelom za zachowanie odstępów, współpracę i aj waj. Drugi prezentował polską policję, która wypędzała ludzi z ich własnych ogródków działkowych.

Apostoł „dobrej nowiny” Morawiecki na konferencji prasowej 31 marca łaskawie informował, że będzie można wyjść na krótki spacer, ale już uprawianie sportu (jogging np.)… wykluczone. W Niemczech w tym samym czasie nikt nie ścigał za wyjście do lasu, bieganie, czy jazdę na rowerze, nawet wielokilometrową, o ile nie robiło się tego w grupach osób nie pozostających we wspólnym gospodarstwie domowym. To pokazuje słabość rządzących naszym krajem. Smutna prawda jest taka, że swoje całkowite nieprzygotowanie do epidemii postanowili pokryć wprowadzeniem totalnych, po części wybitnie nonsensownych zakazów, ogólnonarodowym aresztem Polaków. To zamordystom wychodzi najlepiej, przerzucić koszty na obywateli. I po sprawie. Może się kryzys jakoś rozwiąże sam.

W każdym kraju, który mniej lub bardziej zamknął obywateli zaobserwowano silny wzrost przemocy domowej. U nas nie było inaczej, tylko w Polsce władza o tym nie informuje. To ciche, niewidzialne ofiary epidemii, którymi nie będzie się chwalił minister sprawiedliwości Ziobro. Tym bardziej, gdy od czasów swojego urzędowania pozbawił dofinansowania wiele z organizacji od lat zajmujących się pomocą ofiarom przemocy domowej. Odmówił między innymi dofinansowania tzw. niebieskiej linii, na którą mogły dzwonić ofiary z prośbą o ratunek.
Za to środki z Funduszu Sprawiedliwości, który nadzoruje, hojną ręką rozdaje na „interwencje” i „inicjatywy” polityków swojej partii - Solidarna Polska, na CBA, wozy strażackie, choć przeznaczenie funduszu jest jasne: pomoc ofiarom przestępstw.

Najbardziej jednak bulwersującym było zachowanie policji. To oni dokonywali interpretacji, co jest nam „niezbędne”. Można spekulować, czy fatalne zachowanie policji to wynik wewnętrznych rozkazów, by czepiać się byle czego i zarabiać na mandatach, niedouczenia funkcjonariuszy, czy też wzrastającej buty. 
Niestety w systemach autorytarnych gangrena od głowy rozszerza się i schodzi coraz niżej. Każdy kto ma odrobinę władzy będzie naśladować zachowania pryncypałów. Arogancka władza stworzy aroganckich funkcjonariuszy. Skorumpowana władza będzie mieć skorumpowanych urzędników. Władza nieszanująca praw jednostki wygeneruje podwładnych, którzy te prawa będą deptać.

Głupia władza w Pislandii stworzyła szereg bezsensownych zakazów, a potem wypuściła na ludzi służby. I część funkcjonariuszy inspirowana przez patologiczną władzę nadużywała skwapliwie swoich uprawnień, ścigając tych, którzy ośmielili się omijać nieżyciowe, nadmierne obostrzenia.

Były mandaty za mycie aut, wg policji za niezachowanie dystansu między oczekującymi; interwencja w smażalni ryb na Śląsku, gdy funkcjonariusz żądał dowodu, że oczekuje się na zamówiony posiłek, gdyż w jego wersji ktoś tam przyjechał, by wędkować.
Być może kierowcy na myjni złamali nakaz zachowania odstępu, ale obserwując zachowania policjantów trudno teraz o uwierzenie w ich wersje. Natomiast ktoś kto poszedł wędkować na bardzo dużym areale nikogo nie narażał swoim postępowaniem, a funkcjonariusz był gorliwy, bo mógł. Zabrakło zdrowego rozsądku. Tego rozsądku brakowało wielokrotnie.

W Wielkopolsce patrole zaczepiały wyprowadzających psy, pytając czy są właścicielami. W Warszawie mundurowi sypali mandaty tankującym, jeśli wcześniej mieli np. połowę baku pełnego. Taka „sympatyczna” akcja - „ile masz w baku pokaż rodaku”.

W sieci wielu Internautów zagotowało się po publikacji filmu z interwencji na jednym z osiedli. Ojciec samotnie wychowujący trójkę dzieci wyszedł z nimi przed blok, by pobawiły się trochę na świeżym powietrzu. Interweniujący policjant tak zaognił sprawę, że dzieci płakały i krzyczały wniebogłosy. Tak. Ten ojciec złamał prawo. Podłe prawo głupich autokratów. Dziś Duda wydziera się o karcie rodziny. Ten szykanowany ojciec, bo śmiał wyjść z dziećmi na dwór to jest właśnie pisowska karta rodziny w praktyce.

Przypomnę, że „apostołowie” Mateusz M. i Łukasz Sz. zabronili całkowicie wychodzenia z domu osobom niepełnoletnim bez asysty opiekuna. Nawet po chleb, czy z psem. Rozumiem, że chodziło o zapobieżenie, by młodzi ludzie nie spotykali się na koronaparty, jednak tu ponownie mamy do czynienia z totalnym zamordyzmem, który nie był uprzejmy rozgraniczyć między beztroską młodzieży, a jej udziałem w obowiązkach rodzinnych.

Doszło do absurdalnych sytuacji, gdy rodzice podpisywali z dziećmi umowy o wolontariacie, by te mogły im pomóc. Nie było to jednak żadną okolicznością dla policjantów, którzy i tak karali za złamanie zakazu. Nieważne, czy pani Hania ze złamaną nogą, czy 80-letnia babcia Zosia ustanowiona rodziną zastępczą… nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nastoletni syn lub wnuczek nie mogli wyjść bez opiekunek po zakupy dla ich dwuosobowych gospodarstw domowych.

Władzuchnie, opływającej we wszelkie dostatki, zabrakło wyobraźni.

Za wejście do parku, lasu, nad rzekę leciały mandaty. Polacy, podobno dla ich dobra, zostali zatrzymani w czterech ścianach. I to na dłużej, niż 48-godzinny areszt. Na wsi, na przedmieściach właściciele domów z ogrodem nie mieli tak dramatycznej sytuacji, jak ludzie uwięzieni całymi tygodniami w blokowiskach…

Czy lekarz Szumowski wie, że olejki eteryczne zawarte w żywicy sosen to naturalny zabójca wirusów, a spacer w lesie sosnowym przyczynia się przy zwalczaniu chorobogennych drobnoustrojów? Czy lekarz Szumowski nie zdaje sobie sprawy, że ruch, świeże powietrze, a po okresie zimowym słońce wspomagające produkcję witaminy D to czynniki niezbędne naszym organizmom do prawidłowego działania systemu immunologicznego? Czy lekarz Szumowski nigdy nie słyszał o wpływie zamknięcia na wzrost stanów depresyjnych? Czy lekarz Szumowski zapomniał, że zły stan psychiczny ma bezpośrednie przełożenie na obniżenie odporności organizmu?

Kaczyści wycofali się z wyjątkowo idiotycznych i szkodliwych zakazów korzystania z dobrodziejstw świeżego powietrza oraz aktywności fizycznej dopiero, gdy media zaczęły huczeć od reprymend kierowanych pod ich adresem przez choćby prof. Simona. Wśród wielu jego specjalizacji jest zakaźnictwo. Prof. Simon to także jeden z wojewódzkich konsultantów epidemiologicznych, który nie dał sobie zamknąć ust.


KARA  NADZWYCZAJNA

Innym aspektem despotycznych obostrzeń były kary, jakie przewidziano za łamanie drakońskiego prawa. Już 24 kwietnia na konferencji prasowej Morawiecki postraszył, że za złamanie narzuconych zakazów będzie grozić mandat do 5 tys. zł. Prawnicy szybko zwrócili na to uwagę mówiąc o niedopuszczalności mandatów w takiej wysokości, gdyż kodeks wykroczeń jasno określa ich górną granicę na: do 500 zł.

Władza despotyczna jednak zawsze wybrnie z sytuacji, by wyjść na swoje. Sięgnięto po kary na drodze tzw. decyzji administracyjnej, nakładane na „przestępców” przez sanepid. Decyzje te, co gorsza, skutkują nakazem płatności do siedmiu dni. Nawet wniesienie odwołania od takiej decyzji nie zwalnia ukaranego od uiszczenia w tym terminie przysolonej kwoty. Dopiero po uznaniu zażalenia przez sanepid lub wygraniu sprawy sądowej, a może to trwać latami biorąc pod uwagę wydolność polskich sądów „zreformowanych” przez Ziobrę, otrzymamy zwrot nieprawnie nałożonej na nas kary finansowej.

Jakby tego było mało, wysokość ustalonych kar została wyśrubowana do morderczych wręcz pułapów dla przeciętnego Kowalskiego. Od pięciu do trzydziestu tys. zł w kraju, gdzie ogromna rzesza pracowników zarabia na rękę nieco ponad 2 tys. Interesujący niezwykle przy tym jest pewien detal. Za złamanie kwarantanny, czyli postępek mogący nieść za sobą duże ryzyko rozprzestrzenienia infekcji, określono dyscyplinującą kwotę na od 5 do 30 tys., ale już za złamanie zakazu wejścia do lasu kara wynosiła nie mniej, jak 10 tys. zł. Gdzie sens, gdzie logika?

Niemal natychmiast posypały się nieludzkie środki represyjne. Trudno inaczej odebrać te decyzje władzy, niż jako element mający służyć zastraszeniu społeczeństwa.

W Wadowicach miejscowy sanepid przysolił 10 tys. zł osiemnastolatkowi za wjazd rowerem na bulwary nad Wisłą. Młody człowiek dostał w jednej kopercie pismo o wszczęciu i zakończeniu postępowania. Takim działaniem gryzipiórka odmówiono mu podstawowego prawa w praworządnym państwie. Prawa do obrony. Cóż. To właśnie skutek zniszczenia przez kaczystów w Polsce tej, tak dla wielu abstrakcyjnej, praworządności.

W Świebodzicach na Dolnym Śląsku 10 tys. do zapłaty otrzymała dyrektorka Miejskiego Domu Kultury, bo… rozdała ze swoimi pracownikami 400 maseczek mieszkańcom. Wg policji miała zorganizować nielegalne zgromadzenie. Tak, to zgromadzenie to ludzie, którzy przyszli po maseczki. I nic to, że zachowywali nakazane odstępy oraz mieli zasłonięte twarze. Dyrektor sanepidu w Świdnicy, Ireneusz Skawina, pospieszył z nałożeniem środka dyscyplinującego. Pani dyrektor na głowie prokuratora też ma. Kto zainicjował tę żenującą sprawę? Sebastian Biały, były dyrektor biura poselskiego Ireneusza Zyski. Zyska to członek PiS.
Takich kar, jak Polska długa i szeroka było co niemiara.

Nie musieliśmy też długo czekać, by zaczęto ten środek represji stosować wobec tych, którzy ośmielili się w jakikolwiek sposób protestować przeciw kaczystom i temu, co wyprawiają z ludźmi oraz krajem.

Po zwyczajowe 10 tys. (każdy z osobna) dostali artyści za zorganizowanie 6 maja akcji przejścia spod Poczty Głównej do Sejmu z listem. Ten list to 14 metrowy transparent z hasłem:  „Żyć nie, umierać”. Adresatem był Sejm RP, a nadawcą Suweren. Akcja odbyła się w dniu ostatecznego głosowania nad tzw. ustawą pocztową, dającą Sasinowi i kaczystom całkowitą kontrolę nad wyborami 10 maja, zwanymi wyborami kopertowymi. Zarzut: podobno  nie przestrzegali nakazanych dwumetrowych odstępów, choć sami artyści tłumaczą, że transparent celowo skonstruowali z drzewcami umocowanymi co 2,36 m, aby dochować odległości między niosącymi.

14-16 kwietnia policja sporządziła 97 notatek i wniosków o ukaranie, które przesłała do sanepidu przeciwko uczestniczkom protestu zorganizowanego przez Strajk Kobiet. Protest był wynikiem głosowań nad projektami ustaw o zakazie edukacji seksualnej oraz o utrudnieniu dostępu do legalnej aborcji. Przy owych projektach mieszało znane już szeroko w Polsce Ordo Iuris. Organizacja, o której decyzją sądu w drodze tzw. zabezpieczenia nie wolno Marcie Lempart przez rok mówić, że to fundamentaliści finansowani przez Kreml.

Podczas obrad Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądów Najwyższego, które miało wyłonić nowego I Prezesa obywatele przychodzili pod gmach sądu, by wspierać sędziów, dla których słowo prawo i praworządność nie są pustym sloganem. Każdorazowo spotykały ich szykany ze strony policji. Jedną z nagminnie stosowanych, kiedy już nie ma się o co przyczepić jest bezpodstawne legitymowanie Polaków. Policja ma prawo żądać okazania dokumentu potwierdzającego tożsamość i podania personaliów. To o czym pis-milicja zapomina, bo trudno się oprzeć wrażeniu, że już od dawna wielu funkcjonariuszy przestało być policjantami, a stało się milicjantami rodem z PRL, to fakt, iż takie żądanie musi mieć podstawę. Ową podstawą nie jest kwestia niepodobania się władzy. To stanowczo za mało. 
W zamordyzmie, jaki wprowadzili kaczyści dochodzi do kuriozalnych sytuacji, w których policjant legitymuje samotnego demonstranta, a pytany przez demonstrującego o podstawę zarzuca mu... uczestnictwo w zgromadzeniu!  JEDNOOSOBOWYM ZGROMADZENIU. Dobrze czytacie, szanowni Państwo.

Obrazy z zatrzymania i wrzucenia do policyjnej suki kobiety, która przyjechała samotnie na rowerze z przymocowanymi hasłami niemiłymi kaczystom, by zaprotestować przeciwko chryi z programem trzecim polskiego radia obiegły niemal wszystkie polskie media. Ją oczywiście policjanci także zapragnęli wylegitymować. Zachwyt może wzbudzić ich tłumaczenie o podstawie. Otóż kobieta mogła być zaginiona/poszukiwana.

Tak drodzy Polacy wygląda dziś Pislandia. Kraj zakazów, szykan, niewspółmiernych kar, wątpliwego prawnie odbierania ludziom ich konstytucyjnie gwarantowanych praw, w którym kaczyści i ich służby najwyraźniej uważają, że mogą zrobić z obywatelem wszystko. Byłoby to czasami nawet śmieszne, gdyby nie było tak bardzo przerażające. A jest się czego przerazić, bo policja zaczęła być coraz brutalniejsza, a jej funkcjonariusze przekraczając uprawnienia czują się coraz bardziej bezkarni.


Zapraszam na ostatnią część podróży Alicji po Pislandii. Jeszcze przed wyborami odsłona drugiego odcinka Dyktatury:

„Mój ból jest lepszy, niż twój”


Na zdjęciu: Polka, przedsiębiorca, twarz poparzona po użyciu przez policję gazu w Warszawie 
16 maja 2020 podczas protestu przedsiębiorców.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozsądku pamięci żałosny rapsod - Centralny Przewał Komunikacyjny

  (Część przydatnych linków nie jest wstawiona w fabułę tekstu, ale można je odnaleźć na końcu publikacji) Tekst ten jest poświęcony odmitologizowaniu propagandy, jaka zalewa Polaków ze strony nachalnych lobbystów na rzecz budowy CPK. Jednym z wiodących propagatorów stał się niejaki Maciej Wilk, do kwietnia 2023 w zarządzie ds. operacyjnych PLL LOT, obecnie pracuje dla taniego kanadyjskiego przewoźnika Flair Airlines, który boryka się z wielkimi problemami. Wilka wpisy na Twitterze mają potężne zasięgi, ów człowiek biega po mediach, które ochoczo dają mu czas antenowy i łamy, by rozprzestrzeniał swoją wizję. Traktowany jest przez wielu jako niepodważalny ekspert od CPK, choć sam w wywiadzie dla Onetu (02.05.2024)*1 przyznał: „Nie jestem specjalistą od zarządzania lotniskami. Nigdy nie pracowałem w żadnym porcie lotniczym i szczerze mówiąc, w ogóle mnie to nie interesuje.” Mimo to dla rzesz stał się wybitnością od CPK, czyli jak najbardziej portu lotniczego, alfą i omegą, którego słowa

POLSKA ZJEDNOCZONA PARTIA ROZBÓJNICZA – PŁATNI ZDRAJCY, PACHOŁKI ROSJI.

  POLSKA   ZJEDNOCZONA   PARTIA   ROZBÓJNICZA – PŁATNI ZDRAJCY, PACHOŁKI ROSJI.   Kończąc drugą część tryptyku nie śledziłam na bieżąco występów medialnych Kowalskiego. Niniejszym nadrabiam, albowiem to, co ów człowiek wydobywa z siebie jest niebezpieczne i stoi w rażącej sprzeczności z polską racją stanu. W niedzielę 30 kwietnia 2023 roku na antenie TVP Janusz Kowalski zakwestionował bytność Polski w NATO i nie ma znaczenia, że zrobił to w pokrętny, niebezpośredni sposób. Gdy poseł Nowej Lewicy, Marek Dyduch, zauważył, że „Polska sama jest za słaba, aby obronić się przed Rosją” i że „naszą siłą powinna być obecność w NATO i odpowiednie tego wykorzystanie” , Janusz Kowalski odpyskował: „Nigdy więcej waszego postkomunistycznego myślenia, że Polska nie jest w stanie się obronić. Potrafimy. Polski żołnierz wierzący w Pana Boga obroni nas, tylko nie przeszkadzajcie”.   Pomijam infantylne myślenie Kowalskiego, któremu kruchta i wiara w cuda myli się z dobrem Polski i interesem pa

ŁASKA PAŃSKA NA PSTRYM KONIU JEŹDZI

  ŁASKA PAŃSKA NA PSTRYM KONIU JEŹDZI. Pan Jabłoński wezwał mnie do wskazania mu, w którym miejscu obecnie obowiązującej Konstytucji RP znajdują się przepisy, które wyłączają indywidualny akt abolicji, czyli mówiąc po ludzku, nie pozwalają Prezydentom RP na stosowanie aktu łaski wobec osób nieskazanych PRAWOMOCNYM wyrokiem sądu. Tekst ten będzie odpowiedzią na to wezwanie, które dla dużej grupy zwykłych Polaków, nawet nie prawników, nie jest już niczym nieznanym, albo niewiadomym. Na początku jednak prześledzimy wspólne całość wydarzenia z udziałem pana Jabłońskiego, gdyż jest to fenomenalny przykład, w jaki sposób zainteresowani urabianiem opinii publicznej i robieniem ludziom wody z mózgu w kontekście walki o partyjnych kolegów, przestępców Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, manipulują niezbyt rozgarniętymi odbiorcami. Pan Jabłoński znalazł na Twitterze wpis pisarza/dziennikarza (tak się ów człowiek opisuje) i zapłonął entuzjazmem niezwykłym. O ile ów pisarz może ni